ROZWAŻANIE I · ROZWAŻANIE II · ROZWAŻANIE III · ROZWAŻANIE IV· ROZWAŻANIE V· ROZWAŻANIE VI· ROZWAŻANIE VII
BICZE GRZESZNIKA
„Piłat wziął Jezusa i ubiczował” (J 19,1)
Pewnego razu za pozwoleniem Boga „wyszedłszy szatan od oblicza Pana, zaraził Joba”, człowieka tego tak bardzo sprawiedliwego i jak najszczęśliwszego pod słońcem, „wrzodem bardzo złym od stopy nogi aż do wierzchu głowy jego. A on ropę skorupą oskrobywał, siedząc na gnoju” (Hi 2,7-8). Kto mógłby bez łez patrzeć na takie nieszczęście tego znakomitego męża tak bardzo szlachetnego i świętego? Kto by się nie przejął litością na widok tej obrzydliwej ropy płynącej z całego ciała? Wspaniale wywiązali się wtedy ze swego obowiązku przyjaciele Hioba. Bo gdy przyszli go odwiedzić, „krzyknąwszy zapłakali, a rozdarłszy swe szaty obsypali prochem głowy swe rzucając pod niebo. I siedzieli z nim na ziemi siedem dni i siedem nocy, a żaden do niego słowa nie mówił, bo widzieli, że boleść była gwałtowna” (Hi 2,12-13).
Chrześcijanie! Oto przed naszymi oczyma codziennie obserwuje się bardziej straszny widok: o wiele okrutniej zraniony Syn Boży, Ten Pierwszy ze wszystkich sprawiedliwych, Ten Król i Sprawca wszystkich świętych, Przywódca wszystkich wybranych, Który zszedłszy z nieba, przywdział ciało ludzkie, aby, przysłoniwszy w ten sposób majestat bóstwa, dać wolniejszą rękę w znęcaniu się nad Nim okrucieństwu bardzo niegodziwych ludzi, którzy byli narzędziami demonów. Spójrzcie na Niego jako „najpodlejszego z mężów”[1], mającego zranione całe ciało „od stopy nogi aż do wierzchołka głowy”[2]; patrzcie i w tym czasie, gdy przedstawiam straszne Jego biczowanie, szykujcie pobożne łzy na obmycie Jego ran, ponieważ biczami, jakimi był siepany, stały się wasze i moje grzechy.
1. Ach! Od czego zacznę? Albo, co tu wydobędę na jaw z niepojętej masakry naszego Pana i Zbawiciela? Przytoczę tu na początku kilka słów bardzo pobożnego patriarchy Wenecji, św. Wawrzyńca Justyniana[3], który mówi: Jezus „jest wiązany, chłostany, po całym ciele pocięty biczami. Zdzierają skórę to z pleców, to z brzucha, to z ramion, to z nóg: dodają rany do ran, uderzenia do dopiero co [zadanych] uderzeń”.
Swego czasu wobec nalegania Żydów trybun kazał biczować i torturować św. Pawła: „I gdy go związano rzemieniami, rzekł Paweł do stojącego przy nim setnika: ‘Czy wolno wam obywatela rzymskiego i nie sądzonego biczować?’ [...] Natychmiast więc odstąpili od niego ci, co go męczyć mieli. Trybun też zląkł się, skoro się dowiedział, że jest obywatelem Rzymskim” (Dz 22,25.29). Tak wysoko ocenili człowieka wpisanego w rejestry miasta Rzymu. Syn Jednorodzony odwiecznego Pana i stwórcy wszechświata, wszechmogący Władca nieba i każdego królestwa, ludzi i aniołów, przywiązany do marmurowego słupa, przez kompletnie wykolejonych pachołków demona jest bardzo okrutnie biczowany. Takiego i tak wielkiego męża nie tylko w żałobnym szyku oskarżonych, ale i na królewskim tronie, nigdy słońce nie widziało. Czym jest obywatel rzymski porównany z Tym? Czym są książęta, królowie, cesarze wszystkich pokoleń? Tylko cieniem i pyłem. A jednak, gdy najprawdziwszy własny i naturalny Syn Boży został umieszczony pośród wielce nieludzkiej gromady bardzo okrutnych sług, i poddany okropnemu biczowaniu, nie znalazł się nikt, kto zawołałby: Hebrajczycy, co robicie? Czy wolno wam oddać katom na torturowanie, na rozszarpywanie w godny opłakania sposób, obiecanego wam Mesjasza, Którego powinniście byli przyjąć z wielką wdzięcznością i otoczyć najwyższą czcią? Którego wasi patriarchowie wypraszali u Jego niebieskiego Ojca w najgorętszych modlitwach, Którego przyjście przepowiadali pełni wiary prorocy, Którego pełni świętości królowie ogromnie pragnęli zobaczyć. Jego, Który został zesłany z nieba dla waszego zbawienia, pouczenia, pocieszenia, chwały, wyście tak niemiłosiernie, hardo, niewdzięcznie odtrącili, że radujecie się, gdy bardzo ostrymi biczami z niesłychanym okrucieństwem po całym ciele jest chłostany, rozszarpywany, maltretowany jak najbardziej występny złoczyńca?
Ach! Czy wolno wam biczować Syna Bożego? Nikt tych słów nie powiedział, gdy przy słupie cierpiał najlitościwszy nasz Zbawiciel; z trudnością można było kogoś znaleźć, kto by Mu współczuł, a zupełnie nikogo, kto by zapłakał. Co więcej, wszyscy obecni zajęci tak strasznym widowiskiem, do tego stopnia mieli rozweselone twarze, jakby chcieli zaświadczyć, że Jego rany szczególnie ich orzeźwiają. Sam biczowany Jezus, przepowiadając to przez króla proroka, mówił:
„I weselili się przeciwko mnie,
i schadzali się” (Ps 34, 15).
I bez wątpienia krzyczeli:
„Ha, ha! [...] Pożarliśmy go!” (Ps 34,25)
Podczas gdy naród wybrany ma bezlitosną rozrywkę w okrutnym i przyprawiającym niemal o śmierć biczowaniu Chrystusa Pana, to przynajmniej my, przyjęci do Jego rodziny, ubolewajmy nad tak nieszczęsną Jego chłostą i ze świętym biskupem Hippony[4] westchnijmy: „Panie Jezu, gdy widzę Cię biczowanego, nie chcę być bez biczów”. Jest pociechą dla nieszczęśliwych - mieć sprzymierzeńców nieszczęścia. Ilekroć Cię widzę ociekającego krwią, chciałbym wylać ocean łez; gdy Cię widzę od góry do dołu poranionego, w jak największym uniżeniu, ofiaruję Ci wszystkie ciosy mych utrapień, nieszczęść, cierpień, strapień, udręk, pokus, zniesławień, krzywd, i wszelkich przeciwności, przykrości, goryczy, umartwień, a także ukłucia wszystkich trosk, starań, niepokojów, wszystkie rany mojego ducha i serca. Chcę być na zawsze przywiązany z Tobą do słupa: jeśli zwiążesz mnie ze Sobą przez miłość, któż mnie od Ciebie oderwie? Jeśli mnie połączysz ze Sobą przez miłosierdzie, któż mnie od ciebie odłączy? Niech przylgnie dusza moja do Ciebie, niech mnie przyjmie najłaskawsza prawica Twoja[5]. Niech przylgnie do swej Głowy nawet najlichszy członek, i niech współcierpi z całym cierpiącym świętym ciałem tak drobna cząsteczka.
2. Przyjrzyjmy się następnie okrutnym narzędziom tak niesłychanych tortur i odrażającemu sposobowi biczowania. Św. Wincenty Ferreriusz[6], nadzwyczajna pochodnia Dominikańskiej Rodziny, podaje: „Najpierw Chrystusa biczowali cierniami i kolczastymi krzewami, zaraz potem ostrymi biczami, wreszcie też łańcuchami, które na końcach miały przymocowane żelazne haczyki. A więc, biczowano cierniami okrutnie, biczami okrutniej, łańcuchami najokrutniej”.
Lanspergiusz[7], bardzo pobożny pisarz, rozważając to straszne biczowanie, mówi: „Gdy już przywiązano Pana do słupa, podeszło sześciu silnych mężczyzn biczować Chrystusa; i biczami, rózgami, skorpionami, na których były żelazne haczyki, biczowano Go”.
Takie więc narzędzia były użyte do rozszarpywania najświętszego boskiego ciała; taki sposób nader okrutnego biczowania zauważali święci podczas pobożnej kontemplacji. Najpierw tedy to Ukochanie nieba i ziemi, Ten najukochańszy Syna Jednorodzonego Ojca Niebieskiego i Niepokalanej Matki był bity przez dwóch liktorów rózgami, i to, jeśli oprzemy się na św. Wincentym, kolczastymi, dalej tyluż biło Go ostrymi biczami zakończonymi żelaznymi kulkami, wreszcie zaostrzonymi łańcuchami albo skorpionami zakończonymi haczykami.
Swego czasu niemądry Roboam, potomek najmądrzejszego Króla, odpowiedział podobno ludziom domagającym się zmniejszenia nakładanych na nich ciężarów: „Ojciec mój chłostał was biczami, a ja was chłostać będę basałykami” (1Krl 12,14). Do tego stopnia nie spodobała się uczciwym Izraelitom odpowiedź niezbyt roztropnego władcy, że całe pokolenie odpadło do Jeroboama i na zawsze wzgardziło domem Dawida (por. 1Kr 12,16-18). O bezbożni! Biczów Roboama jeszcze nie zadanych ich plecom, tylko zamierzonych, nie mogli znieść. A teraz prawdziwego Syna Bożego, królewskiego potomka Dawida według ciała, więcej niż z dziką zajadłością maltretują! Gdzie naturalne przykazanie miłowania bliźniego: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe?
Ale zostawmy sprawców tak niesłychanej dzikości. Przyjrzyjmy się raczej wytrwałości, z jaką ją znosił najbardziej niewinny i najświętszy Pan. Zmieniali się kaci, ale nie On. Brakło sił siepaczom, Jego siły wzmacniały się. Stał bardziej niewzruszony niż Jego słup. Radosny, a ponadto pogodny rzeczywiście rozważał w duchu słowa Proroka:
„Bo ja na bicze gotów jestem” (Ps 37,18).
O, co za niezłomna moc ducha! O, co za nieopisany zapał i gotowość na cierpienia za nas!
Naoczni świadkowie wspominają, że pośród prostego narodu tureckiego można spotkać tak zagorzałych pochlebców, którzy na cześć przechodzącego cesarza nacinają swe ciało, twarz, niekiedy piersi, albo poważnie ranią ręce; jednak wkrótce po zalaniu otwartych ran jakimś płynem zupełnie wracają do zdrowia. Zwabieni nawet bardzo małą ilością pieniędzy, rozrzutnie szafują swą krwią. Potępiam okrucieństwo w stosunku do własnego ciała powodowane chciwością, potępiam [powodowane chęcią] schlebiania komuś. Rany Chrystusa Pana, mego biczowanego Cesarza, gorąco całuję, bo są dla mnie zbawienne. Udręki otaczam miłością, bo są podjęte dla mego życia, dla mego honoru, dla mojej wiecznej chwały.
3. Właściwie niczego nie powiedziałem, gdy powiedziałem, że Chrystus za każdego z nas był biczowany. Samymi tymi biczami, którymi najczystsze i najświętsze Jego ciało było rozszarpywane (przed czym każdy się wzdryga i co słusznie opłakuje), co było, jeśli nie nasze grzechy? O tym Sam przez usta Dawida tak kiedyś mówił: „Zgromadzono na mnie bicze, a nie wiedziałem” (Ps 34,15). Św. Anzelm, arcybiskup Canterbury[8], wytrawny i dociekliwy badacz Pisma Świętego, roztrząsając i objaśniając te słowa, powiedział: „Trzask szalejących uderzeń Pan słyszał, ale nie wiedział o biczach, które Go dotykały”.
Jak to nie wiedział? Chrystusowi, Który jest wieczną mądrością, przypisywać niewiedzę o czymś, byłoby, uważam, pochopne i bardzo błędne. Wiedział On doskonale, przez kogo i jakimi narzędziami był chłostany. Więcej, jako prawdziwy Bóg od wieków dobrze wiedział o Swoich biczach. Rzeczywiście tak był niewinny, tak nie zasłużył na uderzenia biczem, że przez Dawida słusznie powiedział jak to my mówimy: „Zgromadzono na mnie bicze, a nie wiedziałem”; tak jak by powiedział: Nie poczuwam się do żadnej winy, żadnej najmniejszej niedoskonałości, nie wiem o żadnym najmniejszym własnym uchybieniu, za które tak surowo jestem chłostany. Kto więc nam powie to, o czym On, który wszystko zna, twierdzi, że nie wie?
Powie Sam Ojciec niebieski przez Izajasza: „Dla złości ludu mego ubiłem Go” (Iz 53,8). Krótko mówiąc, „zraniony został” Syn Boży „za nieprawości nasze, starty został za złości nasze; kaźń pokoju naszego na nim, a sinością Jego jesteśmy uzdrowieni” (Iz 53[,5]). Niech więc każdy z osobna przyzna, że jego grzechami Chrystus Pan został biczowany. I jednocześnie niech je koniecznie opłakuje, i opłakuje bardzo gorzko, i opłakuje tak długo, dopóki śmierć nie pozbawi go oczu już więcej niepotrzebnych. Niech do krwi Pana doleje łez, aby i prawdziwą miłość do Niego wyznać, i szybciej otrzymać odpuszczenie grzechów. Przytoczę tu słowa św. Augustyna: „Aby ten co sam zasłużył na karę, przez Jego zadośćuczynienie zasłużył sobie na przebaczenie; i aby ten, którego za winy czekało piekło, teraz przy takim Wodzu miał nadzieję być na nowo powołanym do Ojczyzny. [...] Jakie bowiem człowiek popełnił zło, którego by Syn Boży, stawszy się człowiekiem, nie odkupił?” (Rozmyślanie 8).
4. Chciałbym już zakończyć, ale mnie też przywiązanego, powstrzymuje kontemplacja przywiązanego do słupa mego Pana. Wybaczcie więc, jeśli dłużej się zatrzymam nad rozważaniem tego strasznego biczowania i okażcie mi dobrą swoją wolę w dalszym jego wyjaśnianiu.
Naród żydowski po wyjściu z Egiptu na pustyni dręczyło bardzo dokuczliwe pragnienie. Nie można było tam znaleźć żadnego źródła. Nie było ani bieżącej, ani stojącej wody, którą można by zrosić spieczone i na wpół martwe usta. Zewsząd dokoła wszystko zajmowały skały i kamienie. Bóg więc zlitował się nad tym aczkolwiek przewrotnym i buntowniczym narodem i polecił wodzom, Mojżeszowi i Aaronowi, wydobyć wodę ze skał, mówiąc: „Mówcie do skały [.....], a ona da wodę” (Lb 20,8). A więc Mojżesz, ośmieliwszy się na wiele, bardzo odważnie „uderzył w skałę i wypłynęły wody i strumienie wezbrały” (Ps 77,20).
Zwróćmy się teraz do Chrystusa. Błogosławionej rosy od Niego dopominało się prawie nieustannymi modlitwami i jękami w ciągu tylu wieków tyle pragnących dusz sprawiedliwych w otchłani. I chociaż Ojciec wiekuisty mógł na różne sposoby to pragnienie ukoić i ugasić, to jednak, chcąc dać dowód znakomitszej miłości, „uderzył w skałę i popłynęły wody, a Skałą był Chrystus” (1Kor 10,4). Czyż ja śnię, że z tej Skały popłynęły wody? Krew, krew tak obfita wytrysnęła, że święty ojciec Grzegorz z Nazjanzu[9] nie wahał się jej obfitości porównać do czterech rzek raju, mówiąc: „Płynęła krew i z tego Raju wypływały rzeki niebiańskiej krwi”[10].
Następnie miodopłynny Doktor[11] tę krew Chrystusa zamienił na oliwę, która jest symbolem miłosierdzia, aby pokazać, że ona wypłynęła z bezgranicznej Miłości jako przebłaganie za nasze grzechy. Św. Bernard tak woła do wrogów zupełnie niewinnego Zbawiciela: „O Żydzi! Jesteście kamieniami, ale uderzacie w kamień delikatniejszy, z którego wydobywa się dźwięk zmiłowania i tryska olej miłosierdzia”. Tak właśnie wielkie jest miłosierdzie Syna Bożego wobec nas nieszczęśliwych, że, byśmy my nie byli jak najsłuszniej biczowani za nasze występki, On sam za nie tak gorąco, tak łaskawie, tak miłosiernie zechciał być absolutnie niesłusznie biczowany, że ta najświętsza krew, która jak rzeki wypływała z poszarpanego ciała, przemieniła się w oliwę miłosierdzia, która powinna być uznana za najodpowiedniejszą na leczenie ran naszych dusz.
Jezus przywiązany do marmurowego słupa za każdy grzech każdego grzesznika strasznie biczowany cały był zalany czerwoną cieczą, aby każdy z grzeszników „ssał miód z opoki, a oliwę z najtwardszej Skały” (Pwt 32,13). Bardzo gorzkie właśnie biczowanie naszego Pana przemieniło się dla nas w najsłodszy miód i najświętsza krew stała się podobna do oliwy miłosierdzia.
By to jaśniej wam przedstawić, uciekam się do trzech cudownych źródeł, które do dziś znajdują się we wspaniale wybudowanym kościele św. Pawła za murami Rzymu[12]. Gdy próbowałem wodę z pierwszego z nich, miała smak krwi, z drugiego - mleka, z trzeciego - smak własny. Historia święta poświadcza, że ścięta w tym miejscu głowa księcia Kościoła, upadłszy na ziemię, trzy razy podskoczyła. I natychmiast wytrysnęły trzy źródła: krwi, mleka i bardzo czystej smacznej wody. Kolor ich jest obecnie taki sam, jednak smak – jak powiedziałem, że z całą pewnością to zauważyłem – zupełnie różny. I jest w tym wielka tajemnica: bo źródło krwi oznacza pełną zapału gorliwość tego apostoła w przepowiadaniu, kochaniu i wyznawaniu Chrystusa aż do [przelania] krwi, według tej wypowiedzi Chrystusa o nim: „On mi jest naczyniem wybranym, aby niósł imię moje przed pogan i królów i synów izraelskich. Gdyż ja mu pokażę, jak wiele trzeba mu wycierpieć dla imienia mego” (Dz 9,15-16). A ile? Posłuchajcie samego Apostoła jak to wszystko wyliczając, uzasadnia, że jest sługą Chrystusa bardziej od innych wystawianym na próbę: „W pracach bardzo licznych, w więzieniach częściej, a chłostach nad miarę, w niebezpieczeństwach śmierci częstokroć [...], często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od rozbójników, w niebezpieczeństwach od rodaków, w niebezpieczeństwach od pogan, niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyni, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach wśród fałszywych braci; w pracy i mozole, w częstym niespaniu, w głodzie i pragnieniu, w postach częstych, w zimnie i nagości. Oprócz tego co jest ponadto: codzienne naleganie na mnie, troska o wszystkie Kościoły” (2Kor 11,23-28). I w końcu kark podstawiony pod miecz. Takie są właściwości źródła krwi.
Z mlecznym [źródłem] kojarzy się macierzyńska czułość, z jaką rodził dzieci Chrystusowi i wychowywał z tak zadziwiającym wdziękiem, że, dla wszystkich stawszy się wszystkim, cały wydawał się być mlekiem. I sam nie wypierał się tego, tak tłumacząc swoim Koryntianom: „Dałem wam mleko na napój, jak dla malutkich w Chrystusie” (1Kor 3,1-2), którym potrzeba mleka, a nie pokarmu stałego.
Trzecie źródło oznacza wodę zbawczej mądrości, którą ten Nauczyciel pogan podaje wszystkim, stwierdzając: „Opowiadamy mądrość [...] między doskonałymi; lecz mądrość nie tego świata, ani książąt tego świata, którzy giną. Ale opowiadamy mądrość Bożą w tajemnicy, która zakryta jest, którą Bóg przeznaczył przed wiekami ku chwale naszej” (1Kor 2[,6-7]).
A więc, jak tajemnicze źródła Pawłowe mające kolor wody przypominają różny smak: krwi, mleka i czystej wody, tak i rzeki wytryskujące bardzo obficie ze zranionego ciała biczowanego Chrystusa Pana i Zbawiciela naszego, chociaż są postrzegane jako czerwone, mają jednak moc i skuteczność miodu i oliwy. Miodu delikatnej życzliwości do grzeszników, których zbawienia i nawrócenia wszystkich pragnie Odkupiciel wszystkich. Oliwy miłosierdzia, przez które umarza nasze winy i odpuszcza nam w wielkim miłosierdziu kary doczesne i wieczne ze względu na krew wylaną za nas przy słupie: „by wysysał”, nawet każdy największy przestępca, „miód z opoki i oliwę z najtwardszej Skały” (Pwt 32,13).
5. Na pewno to miał na myśli pokutujący Król, gdy mówił: „Wiele jest biczów na grzesznika, a mającego nadzieję w Panu miłosierdzie ogarnie” (Ps 31,10). Na ileż to biczów zasługują pyszni, zachłanni, rozpustni, okrutni, zabójcy, cudzołożnicy, grabieżcy, pijacy, występni, zawistni, krzywoprzysięzcy, bluźniercy, bezbożnicy, świętokradcy, i inni przestępcy godni swego miana?
Wszystko to Sam jeden zupełnie niewinny Syn Boży przywiązany do słupa nie tak więzami żelaznymi jak sznurami miłości cierpliwie zniósł na Swoim ciele: abyśmy dostąpili miłosierdzia pokładając bez zuchwałości całą naszą ufność w tym Jego najokrutniejszym, ale jednocześnie z pełną miłością podjętym biczowaniu.
Przygnieciony brzemieniem ogromnych przestępstw obawiasz się, kimkolwiek byś był, przepaści piekła i jego strasznych kar, niepojętych, niekończących się? Wzdychaj, uciekaj się, spiesz w prawdziwej pokucie do biczów Zbawiciela: „Mającego nadzieję w Panu, miłosierdzie ogarnie” (Ps 31,10), aby sprawiedliwość [go] nie ukarała.
Obawiasz się i ty, który masz wrażliwsze sumienie, ale nie jesteś wolny od popełnionych [grzechów] lub opuszczonych [dobrych uczynków], za co musisz kiedyś być posłany do oczyszczającego więzienia? Uciekaj się do biczowanego Jezusa: „Mającego nadzieję” w nim, „miłosierdzie ogarnie”. Bo, jak uważa św. Augustyn, „jeśli sprawiedliwy Ojciec niebieski odwraca wzrok od ciebie, jak to słusznym jest, dla twojej nieprawości, to przynajmniej miłosierny wejrzy na ciebie dla miłości, jaką ma ku swemu umiłowanemu Synowi” (Rozm. 8).
Może przypadkiem jest jeszcze ktoś, kto już tu miłosiernie jest biczowany przez Boga czasowo, również i on niech upadnie przed biczowanym Jezusem, by nie być biczowanym na wieki. A On albo cofnie Jego bicze, albo złagodzi, albo niebieską słodyczą tak uprzyjemni, że w pośród nich w pełni szczęśliwym głosem będzie śpiewał jedynie najsłodsze pochwały wszechmocnemu Bogu.
O Jezu! Jak Twoich ran policzyć nie umiem,
Tak i policzyć ran duszy mojej!
Lecz to wiem: dla uleczenia tych, tamte, więcej niż pewne,
Wystarczą; więc proszę o to, co wiem.
[1] Iz 53,2.
[2] Hi 2,7.
[3] Św. Wawrzyniec Justynian (1381-1455), pierwszy patriarcha Wenecji. Pozostawił po sobie 15 dzieł z zakresu ascetyki i duszpasterstwa. Jedno z nich to De triumphali agone mediatoris Christi, skąd nasz Autor zaczerpnął cytat.
[4] Mowa o św. Augustynie.
[5] Por. Ps 62,9.
[6] Św. Wincenty Ferreriusz (1350-1419), urodzony w Hiszpanii, mając 17 lat wstąpił do zakonu dominikanów. Po otrzymaniu święceń kapłańskich (1375) był niestrudzonym kaznodzieją Europy Zachodniej. Przytoczony przez naszego Autora cytat pochodzi kazania na Wielki Piątek: In die Parasceve – Sermo unicus. Jest to nie dosłowny cytat, lecz tylko swoimi słowami podane streszczenie.
[7]Lansperger (Lanspergio), Johann (Justus von Landsberg) +1539, mnich kartuzjański, pisarz kościelny.
[8] Św. Anzelm (1033-1109), arcybiskup Canterbury (Anglia), benedyktyn, doktor Kościoła. Bogata jego twórczość literacka obejmuje najistotniejsze zagadnienia filozofii chrześcijańskiej i teologii. Filozofia jego była bardzo ściśle związana z teologią; w myśl zasady fides quaerens intellectum starał się przy pomocy spekulacji metafizycznej wyjaśnić prawdy wiary i uczynić je zrozumiałymi. Głosił pierwszeństwo wiary przed rozumem (credo, ut intelligam), co oznaczało, że prawda religijna stanowi punkt wyjścia metafizycznych dociekań człowieka.
[9] Św. Grzegorz z Nazjanzu (+389/390), patriarcha Konstantynopola, ojciec i doktor Kościoła, poeta i mówca zwany chrześcijańskim Demostenesem. Pozostawił dzieła objętościowo skromne, jednak doskonałością formy i stylu przewyższają ówczesną literaturę chrześcijańską; składają się z mów, listów i poezji.
[10] Istnieje też przypisywany św. Grzegorzowi jedyny dramat chrześcijański, tragedia Christos paschon, PG 38,133-338. Szymusiak uważa ją za autentyczną. I chyba z niej nasz Autor w niedosłownym cytacie wziął obraz czterech rzek krwi płynącej z Raju. Por. Św. Grzegorz z Nazjanzu, Chrystus cierpiący, Kraków 1995, wiersze 1080-1094 na s. 82-83 i wiersze 1216-1226 na s. 90. I wolno przypuszczać, że tytuł tych pasyjnych rozważań nasz Autor też zapożyczył od św. Grzegorza.
[11] Mowa o św. Bernardzie z Clairveaux.
[12] W rzeczywistości te trzy źródła nie znajdują się w kościele (tj. bazylice) św. Pawła za murami, lecz ok. 2.5 kilometra dalej.