wstecz ROZWAŻANIE VII

ROZWAŻANIE I · ROZWAŻANIE II · ROZWAŻANIE III · ROZWAŻANIE IV· ROZWAŻANIE V· ROZWAŻANIE VI· ROZWAŻANIE VII

ŚMIERĆ ŚMIERCI

„Jezus, wydawszy głos wielki, skonał” (Mk 15,37).

         W końcu Słowo, które stało się ciałem zamilkło i z własnej woli wraz z życiem zamknęło usta. Król i twórca czasów zakończył ostatni Swój dzień wśród śmiertelnych ludzi. Duch wszystko ożywiający wrócił do Ojca. Niebieski Pielgrzym zakończył Swą trudną drogę na ziemi. Ogień pożerający wszystko zgasł. Rzeka wypływająca z miejsca rozkoszy, by nawodnić ziemski raj, wyschła. Olbrzym, który zszedł z wysokości niebios „na biegnięcie w drogę”, zaniemógł. Słońce sprawiedliwości uległo zaćmieniu. Śmierć porwała Nauczyciela mającego słowa życia wiecznego. Dobry Pasterz położył życie Swoje za owce.

         Jezus „zawołał donośnym głosem i oddał ducha”. Co za los!

         Płaczcie twarde marmury,

         Popękane skały i kamienie:     

         Słońce chmurą smutku dzień

         Pogodny niech otuli:

         Wstrząśnięta gwałtownie ziemia

         Niech potężnie zajęczy:

         Cała przyroda niech

         Wielkiego nie powściąga bólu.

Ty sam, śmiertelniku, przygotuj tryumf. Ponieważ śmierć, ten kat całego naszego rodzaju ludzkiego, ten tyran wszechświata, poddała się zupełnie pokonana przez śmierć Życia. Jakaż radość! Jest rzeczą pożyteczną, żeby tę przebłogosławioną walkę i najchwalebniejsze zwycięstwo wspanialej przedstawić.

         Mężowie, zagrajcie na trąbach! Wódz życia wsparty o drzewo

         Ściera się ze śmiercią. Pozostali, przypatrujcie się pojedynkowi.

1. Kodros, król Aten, wspomina to wspaniały pisarz Waleriusz Maksimus[1], gdy region Attyki osłabiony ogromnym wojskiem wroga był pustoszony ogniem i mieczem, nie mając zaufania do pomocy ludzi, zwrócił się przez wysłańców do delfickiej wyroczni Apollina z zapytaniem, jak tę tak uciążliwą wojnę powstrzymać. Odpowiedź brzmiała: wówczas zakończy się, jeśli sam król zginie z ręki wroga. Jak myślicie, co zrobił Kodros? [Zrobił], co mu podyktowała miłość do ojczyzny. Postanowił umrzeć. Ale chytrzy i przebiegli wrogowie postanowili, żeby nikt nie śmiał na Kodrosa podnieść ręki, jeśliby się nawet komuś narzucał. Chcieli dla niego życia, dla siebie zwycięstwa. Roztropność jednak znalazła sposób, jakim pozyska się sławę dla męstwa i ocalenie dla ojczyzny. Kodros, zdjąwszy szaty królewskie, wdziewa służebne. Rzucił się w tłum zuchwałych wrogów. Uderzył jednego zakrzywionym mieczem, żeby przez zemstę znaleźć śmierć. I ginie jako zabójca, jako człowiek pospolity, a nie jako król Aten. Lecz swą śmiercią zwyciężył wroga.

         Przytoczyłem tę historię, ażeby łatwiej było zrozumieć czyn Boga na podstawie wspaniałego czynu człowieka. Nie dopuszczam absolutnie żadnego porównania między Kodrosem i Chrystusem, lecz dopomagam umysłom, którym trudno jest zrozumieć wszystkie tajemnice niebieskie. Tym królem więc był Chrystus, lecz, jak było powiedziane tyle razy, Królem nieśmiertelnym; Królem był Chrystus, lecz nie jednego narodu, lecz Królem wszystkich ludzi i aniołów. A ponieważ był nieskończonej dostojności i wszechmocy, był Królem i jednocześnie Bogiem. My zaś Jego ludem i owcami z Jego pastwiska. Ale jakże bardzo nieszczęśliwymi, których wilki drapieżne, śmierć i piekło, napadały, raniły, niszczyły. Ci nieprzyjaciele nie inaczej mogli być pokonani, jak tylko przez Niego, Który, ponieważ był naszym Królem, dobrowolnie chciał być za nas zabity.

         Sam Kajfasz, najwyższy kapłan żydowski, aczkolwiek bardzo nieprzyjazny temu naszemu Panu, na Radzie ze swoimi współtowarzyszami wygłosił o Nim następujące przepowiednię: „Lepiej jest dla was, aby jeden człowiek umarł za lud, a nie żeby cały naród zginął. A tego”, dodaje Jan, „nie powiedział sam z siebie, ale będąc najwyższym kapłanem roku tego, prorokował, że Jezus miał umrzeć za naród; i nie tylko za naród, ale żeby synów Bożych, którzy byli rozproszeni, zgromadzić w jedno.” (J 11[,50-52]). Musiał więc Chrystus, nasz Król, umrzeć, jeśli postanowił zwyciężyć i doszczętnie zniszczyć śmierć, której my wszyscy już staliśmy się łupem. Ale Bóg nie mógł umrzeć. Któż mógłby powstać przeciwko Bogu? Kto zagrozić Jemu mieczem? Kto usiłowałby Go zamordować? „Wszechmocny Bóg – mówi św. Leon Wielki – staje do walki z zajadłym wrogiem nie w Swym majestacie, lecz w naszym uniżeniu. Stawia przed nim tę samą postać i tę samą naturę uczestniczącą wprawdzie w naszej śmiertelności, lecz wolną od jakiegokolwiek grzechu”. Dlatego odziewa się ludzkim ciałem, służebnym odzieniem, by mógł umrzeć. Ale chciał, by to ciało nie było splamione jakimkolwiek grzechem, żeby nie wydawało się, iż śmierć, która weszła na świat przez grzech, rości sobie do Niego trochę prawa, wobec czego stanęła do walki ze swym poddanym, a nie z Panem.

         Uzbrojony w naszą słabość, powiedziałbym bardziej zgodnie z prawdą, okryty służebnym odzieniem, nasz Kodros, nasz Chrystus, zaatakował śmierć. Umierając, zwyciężył ją. Ciosem, który Mu zadała, pokonał ją. „Tam klęskę poniosła śmierć, martwe ciało zadało jej śmiertelny cios” (Jan Złotousty, homilia 6 na list do Kolossan). Bardzo zuchwała śmierć spodziewała się, że po śmierci na Krzyżu naszego Króla zostanie zwycięzcą, a oto sama została zwyciężona i całkowicie pokonana. Śmierć Króla stała się dla ludzi przyczyną wiecznego zbawienia.

         2. Dawid, będąc jeszcze młodzieńcem, z żywnością dla walczących swoich braci wszedł do obozu Saula, króla Izraelitów. Tam spostrzegł, że Goliat Filistyńczyk urąga wojsku hebrajskiemu, że nikt z nich nie chce stanąć z nim do pojedynku, nikt się nie odważa; chociaż nawet taki warunek proponował, że jeśli ktoś go pokona, to w osobie jednego Goliata będzie zwycięzcą nad wszystkimi, wszyscy Filistyńczycy będą niewolnikami. Ta arogancja podłego wroga wzburzyła bardzo szlachetne serce dzielnego młodzieńca. Poświęcił się stanąć za religię i za ojczyznę ludu Bożego i poprosił o przyjęcie do szeregu. Cóż to – powiedział – za Filistyn nieobrzezaniec, który urąga hufcom Boga żyjącego?…” (1Krl[Sam] 17,26). «Niech nie upada serce niczyje dla niego! Ja, sługa twój, pójdę i spotkam się z Filistynem» (w. 32). Zbroi się więc po królewsku: hełmem Saula osłania głowę, pancerzem pierś i grzbiet, tarczą ręce, biodro mieczem. Świetny wojownik! Idzie do przodu! Lecz w jednej chwili zatrzymuje się! Dlaczego? «Nie mogę tak chodzić, - mówi - bo nie mam zwyczaju” (w. 39). I zdjąwszy z siebie to wszystko, „wziął kij swój, [.....] i wybrał sobie pięć jaśniusieńkich kamieni z potoka, [.....] i wyszedł przeciw Filistynowi. [.....] i poraziwszy Filistyna, zabił go” (ww. 40.50).

         Zwycięstwo! Zwyciężony został Olbrzym, zwyciężył Chłopiec. Ale ten Chłopiec zwyciężył, który był figurą Chrystusa. Zwyciężony [został] Olbrzym, który był symbolem śmierci. A czym jest kij Dawida? Krzyżem Chrystusa. Czym jest pięć kamieni? Ranami Chrystusa. Tą bronią powalił najbardziej rozwścieczonego i zuchwałego Goliata, to znaczy śmierć urągającą nam wszystkim.

         Ojciec wszystkich ludzi w owocu zakazanym połknął śmierć, a z kolei przez nią został połknięty. Powiedziane mu było: „ale z drzewa wiadomości dobrego i złego nie jedz, bo którego dnia będziesz jadł z niego, śmiercią umrzesz” (Rdz 2[,17]). A on zlekceważywszy rozkaz Boga, zjadł bardzo zgubne jabłko, a z jabłkiem bardzo zgubną śmierć. I tak, jak stwierdza św. Paweł, „przez jednego człowieka grzech wszedł na ten świat, i przez grzech śmierć, i tak na wszystkich ludzi śmierć przeszła, w którym wszyscy zgrzeszyli” (Rz 5,12).

         Szalał więc po całym świecie straszliwy Goliat, budząca we wszystkich grozę śmierć: wszędzie zwycięska, wszędzie tryumfująca. Nikt nie śmiał się jej przeciwstawić, bo i nie mógł. Za każdym szła, każdego zabijała. Dlatego już i nazwano ludzi śmiertelnikami, bo byli podporządkowani śmierci. W końcu do obozu ludzi, na ten świat podksiężycowy, wszedł nowy Dawid, to znaczy Chrystus, nasz Król i Zbawiciel. Chwycił kij, bez wątpienia drzewo krzyża i wyszedł do walki ze śmiercią. A ty co, żarłoczna bestio? Czy również teraz ostrzysz zęby? Ja jednak widzę, że ty od drzewa pochodząca, przez to drzewo masz być zabita. To Dziecię, na Którego ramieniu władza [Iz 9,5], słusznie ma budzić w tobie grozę. Pożerałaś dotąd nawet olbrzymów, teraz na pewno chłopczyka nie połkniesz. „Sam się” bowiem On „uniżył, stawszy się posłusznym aż do śmierci” [Flp 2,8] nie tylko, żeby się jej nie poddać, ale nawet ją obalić, zniszczyć, unicestwić.

         Czy słyszysz, jak z ciebie, pysznej szyderczyni, szydzi Ten pokorny Ukrzyżowany? „Z ręki śmierci wybawię ich” (to znaczy nas, nas, których do tej pory zabijałaś) „od śmierci wykupię ich. Będę śmiercią twoją, o śmierci” (Oz 13,14). Powiedziano, zrobiono. „Śmierć, która przez drzewo weszła, przez drzewo została pokonana” (Augustyn, Kazanie 8. o świętych). I w ten sposób my, którzy byliśmy niewolnikami grzechu, jego sługami, co więcej, byliśmy żerem śmierci, uwolnieni od tej tyranii przez Krzyż, przez rany, przez śmierć naszego Króla Jezusa Chrystusa, staliśmy się z Nim współdziedzicami [tych samych rzeczy], synami Bożymi. O, w pełni zwycięska śmierci Chrystusa, która przyniosła śmierć śmierci a nam nieśmiertelność. „Umarli, którzy są w Chrystusie, powstaną pierwsi” (1Tes 4[,16]).

         3. Trzej ewangeliści wspólnie dochodzą do tego stwierdzenia, że Jezus „wydawszy głos wielki, skonał”(Mk 15,37). Mając pokonać śmierć, krzyczał? Dlaczego? Sądzę, że ta najohydniejsza bestia uciekała, skoro poczuła, że już jest jej zagłada. On zaś, czyli Lew z pokolenia Judy, Swym rykiem ją zatrzymał i zabił. Chrystus właśnie miał zwyczaj z wielkim krzykiem napadać na śmierć.

         Pamiętacie dobrze jak Łazarz, Jego przyjaciel, zasnął snem śmierci, już cuchnął, już od czterech dni leżał w grobie (por. J 11). On zaś, tak śpiącego mając obudzić i spędzić z jego oczu śmiertelny sen, „przyszedł do grobu” i „zawołał głosem wielkim: ‘Łazarzu, wyjdź z grobu!’ I natychmiast wyszedł, który był umarły” [J 11,38.43-44]. Śmierć, przestraszona głosem Pana życia i śmierci, opuściła Łazarza i przywróciła go życiu: na nowo ożył, „który był „umarły”.

Tak musiała być obalona piekielna furia, tak [musiał] być ujawniony nocny złodziej, tak [musiał] być obalony tyran naszego rodzaju: „wydawszy głos wielki”. Przewidział to i przepowiedział prorok Izajasz. Patrząc jak odwieczny Bóg walczy ze śmiercią na szczycie Golgoty, w następujących słowach obiecał Mu pewne zwycięstwo:

„Zerwie na tej górze wierzch związki,
    zawiązanej nad wszystkimi ludami,
    i płótno, którym osnuł wszystkie narody.
Odrzuci śmierć na wieki. [....]
    odejmie pohańbienie ludu swego
ze wszystkiej ziemi [.....] Bóg nasz,
    i zbawił nas;
to Pan, oczekiwaliśmy Go,

    rozradujemy się i rozweselimy się zbawieniem Jego!” (Iz 25,7-9).

To proroctwo już się urzeczywistniło: śmierć [została] zwyciężona, my będziemy nieśmiertelni, bylebyśmy tylko nie przyjmowali nadaremnie Chrystusowej łaski[2].

         4. Jan, umiłowany człowiek Chrystusa i najbardziej zaufany uczeń, towarzysz aż do śmierci, opisując Jego najświętszą śmierć, powiedział: „Skłoniwszy głowę, oddał ducha” [J 19,30]. Nie brak takich, którzy wyciągają wnikliwy wniosek, że Chrystus tuż, tuż przed oddaniem Swego wielkiego boskiego ducha, dlatego skłonił Świętą Głowę, by tym gestem zwabić lękliwą śmierć i już przywabioną, umierając, zadusić. Śmierć bowiem Chrystusa jak dla nas lekarstwem, tak dla śmierci była trucizną. Ona to doskonale wywęszyła i bała się podejść do ze wszech miar przez męki już wyczerpanego i na wpół żywego. Mówiła sobie: Co z tym kęskiem zrobię? Połknę go? Strach, bym nie pękła na pół i nie musiała oddać całej zdobyczy, jaką  teraz spożyłam.

         Czego bała się śmierć, to ją pochłonęło. Skoro tylko Chrystusowi skłaniającemu głowę dała do picia swój wirus, sama nim zarażona w dziwny sposób zginęła. Warto posłuchać tu [świętego Jana] Złotoustego, który wnikliwie to wyjaśnia, na co my tylko zwróciliśmy uwagę. Oto jego słowa: „Którzy przyjmują pokarm i nie mogą go utrzymać, to razem z nim wymiotują też i to, co zjedli wcześniej. Tak było i ze śmiercią Chrystusa. Skoro śmierć przyjęła ciało, które nie mogła strawić, wymiotowała i to, co miała. Ponieważ miała [w sobie] Chrystusa, to cierpiała i męczyła się, dokąd Go nie wymiotowała” (24. homilia na 1Kor).

         Niech mi wolno będzie do wypowiedzi takiego Mówcy dołączyć opowiadanie z historii, żeby ten temat bardziej wyjaśnić dokonaniem Polaka, bo kieruję słowa do Polaków. U podnóża Wawelu, na którym stoi zamek krakowski, znajduje się i obecnie jama, nazywana pospolicie smoczą. Między innymi polskimi historykami, również i Biskup warmiński[3] zapisał, że w tej jamie żyła bestia nazywana przez naszych pisarzy smokiem, a Solinus nazywa ją wężem wodnym. Przez ciągły rozlew krwi ludzi i zwierząt domowych była ona utrapieniem dla całej okolicy. A więc Krakus, człowiek nie mniej mężny jak i roztropny (od niego Kraków, nasza stolica, ma nazwę i wzięła początek), wynalazł bardzo łatwy i bardzo pomysłowy sposób na zlikwidowanie tej strasznie okropnej bestii. Rzucane jej tusze zwierzęce każe nadziać smołą, siarką i podpałką. Gdy ona to bardzo zachłannie pożera, rozpalony ogień tak mocno skręca jej wnętrzności, że pobliska rzeka Wisła doznała, iż tyle z niej wody wypiła spragniona bestia, ile wystarczyło, żeby pękła.

         Nie inny był czyn Daniela poświadczony w Piśmie świętym. Babilończycy w miejsce Boga czcili ogromnego smoka. Gdy Daniel otrzymał rozkaz wykonywać tę samą głupotę, wspaniałomyślnie odmówił i powiedział królowi: «Panu, Bogu memu się kłaniam, bo On jest Bogiem żyjącym. [.....] Ale ty, królu daj mi moc, a zabiję smoka bez miecza i kija». [...] Wziął tedy Daniel smoły, sadła i sierści, i uwarzył je razem; a naczynił kołaczy i dał w paszczę smokowi, a smok pękł.” (Dn 14[,24-26]).

         O, jak nienasycona jest bestia – bardzo żarłoczna śmierć! Postanowiwszy nie oszczędzać żadnego stanu, żadnej płci, do tego już popchnęła umysły ludzkie, że lękają się jej i czczą ją jak boginię. Stąd to wzięły początek świątynie wznoszone śmierci. Oddawał cześć śmierci świat pogański, bo czuł strach. Lecz oto Krakus z nieba, oto Daniel najświętszy Chrystus nasz Bóg, chcąc nas uwolnić od tego strachu, oddał się temu potworowi na pożarcie, ale nie na zagładę. „Niejedna bowiem kobieta rodząca, - rozważa Złotousty Biskup – nie cierpi tak, jak śmierć, gdy połknęła ciało Pańskie, była rozrywana, targana. W tym zdarzeniu zaszło to samo, co w babilońskim smoku, gdy, zjadłszy pokarm, pękł na pół. Bo nie przez usta śmierci wydostał się Chrystus, lecz z pękniętego na pół brzucha smoka wyszedł jaśniejący”, mając i nas uczynić podobnie w pełni jaśniejącymi.

         To samo obiecał i nam przez usta proroka Ozeasza: „Z ręki śmierci wybawię ich [.....]. Będę śmiercią twoją, o śmierci, ukąszeniem twoim będę, o otchłani!” (Oz 13,14). Dlatego bardzo słusznie Kościół przepełniony radością śpiewa: „O, wielkie dzieło dobroci![4]”. W tym momencie umarła śmierć, kiedy na drzewie umarło Życie. Gdy Jezus, dając znak śmierci, „skłoniwszy głowę”, oddał ducha, wtedy wracał do nas dech życia. Gdy umierał, nas umacniał. Gdy śmierć zwyciężył, dla nas przygotowywał radość z niekończącego się tryumfu: Co za tryumf! „Pożarta jest śmierć w zwycięstwie” – radośnie wykrzykując Paweł, szydzi ze śmierci. „Gdzież jest zwycięstwo twe, o śmierci? Gdzież jest, o śmierci, oścień twój? [.....] Ale Bogu dzięki, który dał nam zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1Kor 15[,54-57]).

Zwyciężyłeś Jezu śmiercią śmierć: cóż więcej

Pozostaje?  Byś i mnie nauczył ją zwyciężać.

Naucz mnie zwyciężać, jednocześnie mi żyć pozwól,

Wierzę, że to zależy od Drzewa życia.


[1] Waleriusz Maksimus (Valerius Maximus), I w. p.n.e., pisarz rzymski w czasach Tyberiusza, któremu poświęcił swoją pracę Pamiętne powiedzenia i czyny w 9 księgach, stanowiącą zbiór ciekawych anegdot historycznych i opowiadań o życiu religijnym i kulturalnym Rzymian i innych ludów.

[2] Por. 2Kor 6,1.

[3] Marcin Kromer (1512–89), humanista, dyplomata, historyk, pisarz, biskup warmiński od 1579; od 1545 sekr. Zygmunta I Starego, następnie Zygmunta II Augusta; uczestniczył w misjach dyplomatycznych (Rzym, Wiedeń); 1558–64 poseł przy dworze wiedeńskim; wysuwał idee przebudowy polskiego życia kultuyralnego, zwłaszcza naprawy Akad. Krak.; rozwinął szeroką działalność w celu ratowania zagrożonego przez reformację Kościoła katol.; główne dzieła: Rozmowy dworzanina z mnichem (1551–54), kronika De origine et rebus gestis Polonorum... (1555, kilka wydań obcojęzycznych w XVI w., przekład polski M. Błażewskiego O sprawach, dziejach i wszystkich inszych potocznościach koronnych polskich... 1611) — obejmująca dzieje Polski od czasów najdawniejszych do 1506, przeznaczona dla cudzoziemców. Z tego dzieła nasz Autor zaczerpnął legendę o Krakusie.

[4] (por. Exultet z W. Soboty).

wstecz