wstecz ROZWAŻANIE IV powrót do strony głównej

ROZWAŻANIE I · ROZWAŻANIE II · ROZWAŻANIE III · ROZWAŻANIE IV· ROZWAŻANIE V· ROZWAŻANIE VI· ROZWAŻANIE VII

CIERNIOWA KORONA

„Uplótłszy cierniową koronę, włożyli Mu na głowę (Mk 15[,17]).

         Ci, którzy uczestniczyli kiedyś w wielce pomyślnej inauguracji Miłościwie nam Panującego [króla][1], wiele mogą opowiedzieć jak koronacja królów jest pełna chwały, nie tylko uroczysta. Widzieliśmy ubranego w złocisty płaszcz, uwieńczonego koroną połyskującą drogimi kamieniami i wyróżniającego się władczym berłem wręczonym w prawicę. Widzieliśmy Orła Sarmatów i miecz niesiony przed nim oraz widzieliśmy jak zewsząd był otoczony godnym podziwu przepychem. Radość przyglądających się dostojników i skaczącego z radości tłumu była tak wielka, że, nie mogąc jej utrzymać zamkniętą w klatce piersiowej, w bardzo głośnych okrzykach nieskończoną ilość razy wybuchali: Niech żyje król! Niech żyje! Niech żyje!

         Ale przez krótką chwilę daną nam na to przez Bożą Opatrzność rozważmy koronację nieśmiertelnego Króla, która przed przeszło 1630 laty miała miejsce w królewskiej stolicy Judei. Ach! Jakim zasobem słów, jakim dostojeństwem stylu [mówienia] wam ją przedstawię? Na jej widok z ogromu zdumienia i jednocześnie bólu głos, a nawet życie, powinno by się całkiem urwać. Przykładając jednak w miarę możności chociaż bardzo słabe siły, ujarzmiwszy ból w ramach milczącej pobożności, będę usiłował tkać rozpoczęty wątek kazania z pobożnością i pilnością na jaką mnie stać. Całą winę za ten straszliwy widok, najhaniebniejszą wspaniałość i bardzo srogie męki naszego Króla, zrzucę na nasze grzechy.

         1. Gdy już Ten Książe pokoju, Chrystus Pan, najokrutniej został biczowany i gdy jeszcze nie nasyciła się wściekłość rabinów, „żołnierze [...] zaprowadzili Go na dziedziniec pretorium i zwołali całą rotę. I przyoblekli Go w purpurę, i uplótłszy cierniową koronę, włożyli Mu na głowę” itd. (Mk 15,16-17).

         Bardzo dobrze pamiętacie, jakie powody skargi przeciw Jezusowi wysunęli zwierzchnicy Synagogi przed wielce nikczemnym pretorem[2] Piłatem[3]. Mówili: „Tego znaleźliśmy podburzającego nasz naród, i zakazującego dawać podatki cesarzowi, i mówiącemu, że On jest Chrystusem Królem” (Łk 23,2). I tak, aby Mu okazać większą pogardę, czcili [Go] szyderczo jako owego króla wprawdzie okrytego królewską purpurą, lecz wytartą i porwaną, wyróżniającego się królewską koroną, lecz sporządzoną z cierni, berłem królewskim, lecz z trzciny, i pozdrawiali: „Witaj, Królu żydowski” (Mk 15,18).

         I które serce chrześcijańskie twardsze od diamentu, nie wzruszy się tak smutną, gorzką, straszną, i haniebną koronacją Pana panujących? Które oczy są tak wyschnięte, którym to ogromnie smutne i straszne widowisko nie wyciśnie przynajmniej tyle kropel łez, ile widzą krwawych kropel wypływających ze skrwawionej głowy i oblicza Zbawiciela? Która dusza jest tak okrutna i nieludzka, której nie zmiękczy taka zniewaga i zranienie do krwi (ach! jakże wielkie!) Człowieka - Boga?

         2. Jeśli na tę Jago purpurę więcej niż na pozostałe oznaki szyderstwa i okrucieństwa spojrzymy z podziwem nie tyle z ciekawości, ale z pobożności, jeśli obejmiemy ją nie tyle oczyma cielesnymi, lecz oczyma pobożnego serca, czy nie spostrzeżemy wtedy, że rozchodzą się od niej promienie nie tylko sromoty, ale nawet pogardy na wygląd jeszcze piękniejszy niż synów ludzkich.

Kiedyś Izraelita Mardocheusz w królewskim mieście Suzie z rozkazu króla Aswerusa ubrany przez Hamana, naczelnego księcia, w szatę królewską; odznaczający się królewską koroną, posadzony na konia był obwożony z wielkimi honorami po wszystkich rozstajnych drogach miasta; wszystek lud wpatrzony był wówczas we wspaniały przepych tak radosnego widowiska, Haman zaś zamiast herolda niechętnym głosem wołał: „Tej czci godzien jest ten, którego król będzie chciał uczcić” (Est 6,11).

         Taki wielki zaszczyt został przyznany i okazany Mardocheuszowi w nagrodę za wykrycie zamachu, jaki na króla uknuli dwaj eunuchowie (Est 2,21-23). O ileż większe dobrodziejstwa my wszyscy wraz z bezbożną Synagogą Żydowską otrzymaliśmy od Syna Bożego wspanialszego, znakomitszego od wszystkich królów! A jakiej czci od nas doznał? „Oblókł się w szaty pomsty, a odział się jak płaszczem żarliwości” – jak podaje Izajasz (Iz 59,17). Przestępstwa jakie my popełniliśmy Ojciec Niebieski mści na Swoim Synu; kary, na jakie zasłużyliśmy, wymierzane są Jemu; gniew, który my powinniśmy znieść, wylewa się na Niego.

         Józef Flawiusz[4], żydowski Liwiusz, w czwartej księdze Starożytności, wspomina o tym, że jakiś król fenicki dla przebłagania bogów „dał na ofiarę syna odzianego w purpurę”.

         Św. Hieronim, „wskazując na wyjątkowość ofiary”, mówi o naszym Zbawicielu, że „ukazany został ludowi w purpurowej szacie”. W czymże jest wyjątkowość tej ofiary? On właśnie Sam jako Podstawowa Ofiara i Twórca ofiar, Sprawca kapłaństwa i Najwyższy Kapłan jest przeznaczony na ofiarę. Musiał być ułagodzony najbardziej uzasadniony gniew Boga, słusznie rozgniewanego na nieprawość ludzką. A kto może godnie ułagodzić Boga, jeśli nie sam Bóg? A więc bardzo zagniewany Ojciec Niebieski, dla zadośćuczynienia Sobie, „dał na ofiarę Syna odzianego w purpurę”, Który Sam tego chciał i Który Sam się dobrowolnie na to ofiarował. „Oblókł się ” itd.

         3. Przytłoczył mnie bezmiar tak wielkiej łaski: nie mogę, nie mogę pojąć tak wielkiej miłości. Posuwam się więc dalej: przechodzę od purpury do korony niebieskiego Cesarza. Do korony, powiadam, lichej i jednocześnie okrutnej. Lichej, bo cierniowa; okrutnej, bo ostra i strasznie na głowę wbita i wciśnięta.

         Jakaś z jerozolimskich panien młodych zapraszała kiedyś dziewczęta do oglądania koronacji Salomona, mówiąc:

„Wynijdźcie, córki jerozolimskie,

i oglądajcie, córki Syjońskie,

króla Salomona w koronie,

którą go ukoronowała matka jego

w dzień zrękowin jego

i w dzień wesela serca jego” (Pnp 3,11).

Tu jest Ktoś większy niż Salomon, na Którego koronację zaprasza nas Izydor[5], mówiąc: „Wyjdźcie zobaczyć [.....] cierniową koronę, którą włożyła Chrystusowi na głowę Synagoga” (O męce, r.30).

         Obaj są koronowani w Jerozolimie: i Salomon i Chrystus; lecz tamten uwieńczony koroną ze złota i jaśniejących kamieni, Ten przerażającą koroną z cierniowych kolców; tamten dla chwały, Ten dla zniewagi; tamten przez ukochaną matkę, Ten przez jak najgorszą macochę Synagogę; tamten w dniu zaślubin, Ten w dniu zabójstwa; tamten w radości serca, Ten w wielkim zasmuceniu ducha.

         Ach! Kto wyjdzie oglądać tak smutne widowisko, tak żałosny i opłakany przepych. A jednak trzeba wyjść. Dlaczego? Abyśmy rozpoznali niebieskiego Salomona ukoronowanego naszymi grzechami. Jak to może się stać? Jest dla nas oczywiście jasne, że jedno i to samo było pochodzenie cierni i grzechów. Dlaczego Bóg przeklął ziemię, aby rodziła ciernie i osty, jeśli nie dlatego, że został bardzo ciężko obrażony tym grzechem pychy i buntu przez wspólnego naszego ojca Adama, a w Adamie przez nas wszystkich? Pychy, bo chcieliśmy być Bogami znającymi dobro i zło. Buntu, bo bardzo bezczelnie przekroczyliśmy przykazanie najświętszego i najlepszego naszego Stworzyciela dotyczące nie jedzenia śmiercionośnego owocu z drzewa zakazanego.

         Grzech pierworodny jest karany przez zasiane w ziemi ciernie; ale Chrystusowi za ten grzech jest pleciona cierniowa korona; nie doszłoby do tak haniebnej i okrutnej koronacji, gdyby nasz grzech nie zasiał w ziemię cierni; on był sprawcą bardzo odrażającej koronacji. Dlatego słusznie i z wielką pobożnością, ubolewając, mówi Bazyli Wielki[6]: „Róża jest piękna, lecz mnie napawa smutkiem. Ilekroć bowiem oglądam ten kwiat, tylekroć przychodzi mi na myśl mój grzech, z powodu którego ziemia skazana została na rodzenie cierni i ostów”.

A przecież nie tylko ten grzech pierworodny, ale i inne grzechy śmiertelników są cierniami. Złotousty Biskup[7] wspominając to krótko, mówi bardzo słusznie: „Każdy grzesznik jest jak jeż pełen kolców”. Ponieważ więc wszyscy nie jesteśmy bez grzechu, jesteśmy takimi jeżami, my, raniąc i tocząc krew, nacisnęliśmy bezlitośnie ciernie na świętą i boską głowę Chrystusa. A On ten niespotykany rodzaj tortur tak mężnie i pogodnie z wielkiej do nas Swojej miłości znosił, że nawet pragnął ich więcej i surowszych tak dalece, iż wydawało się, że te ciernie wzbudzają w Nim nowe pragnienie cierpienia, jak zauważył Tertulian[8], bardzo mądry starodawny pisarz, mówiąc: „Ciernie poorały skronie Chrystusa Pana śmiercionośnymi ranami; ale w miłości był podtrzymywany pragnieniem nowych męczarni”.

         O, niesłychana miłości, która wstrzymuje śmierć, przedłuża życie, by więcej cierpieć za nikczemnych! Śmiercionośne kolce cierniowe przenikające aż do przegród mózgu odwracają śmierć od mającego umrzeć na krzyżu Króla; wypływająca stąd krew jest pokarmem dla nadzwyczajnego ducha, aby Bóg, Który ma królować z krzyża, w przepychu uroczystości koronacyjnych nie ustał przed godziną śmierci. Bez wątpienia trzeba było, żeby Zbawiciel świata zbierał kwiaty i owoce „czci i bogactwa” (Syr 24,23) nie tylko z cierni, ale również i z drzewa przeznaczenia.

         Gdy to rozważał w sercu, niby szermierz, który dopiero co wstąpił do szyku bojowego, nie zważając na rany chociaż śmiertelne, dzięki uderzeniom stawał się bardziej krzepki i ożywiony. I gorąco pożądał walki, która miała Mu przynieść tym wspanialszy zaszczyt, tym rozgłośniejszą chwałę, im trudniej było dopełnić tego, co jeszcze zostawało do wykonania. Tak, tak „w miłości był podtrzymywany pragnieniem nowych męczarni”.

         4. Przejdźmy wreszcie do przyjrzenia się berłu fikcyjnego[9] Króla u Żydów, u nas i u Niebian Najwyższego. Mateusz mówi: „Włożyli trzcinę w prawicę Jego” (Mt [27,29]). Czy to tym monarszym berłem zostaje odznaczony, za pośrednictwem którego królowie panują, władcy rozkazują, możni wymierzają sprawiedliwość? Tak rzeczywiście. Dlaczego? By Swą pokorą zniszczył naszą pychę. Obrazowym wyrażeniem pokory jest trzcina. Bo jak ona poddaje się każdemu podmuchowi wiatru, nie stawia oporu najmniejszemu, tak i duch uniżony wszystkim oddaje cześć, przed wszystkimi się schyla.

         Najpokorniejszym był ten, o którym powiedziała Prawda : „Coście wyszli na pustynię widzieć? Trzcinę chwiejącą się od wiatru?”[10] (Mt 11[,7]). Dlatego najświętszą prawdę o tymże Chrystusie mówi Anzelm: „Aby zniszczyć cyrograf spisany przeciwko nam z powodu grzechu (uważam, że pychy), przyjął trzcinę”.

         Nikomu nie wolno było zbliżyć się do królów asyryjskich bez uprzedniego wezwania. Dlatego, gdy Mardocheusz przynaglał Esterę, by poszła do Aswerusa błagać o ocalenie swojego narodu, ta odpowiedziała: „…jeśliby kto, czy to mężczyzna, czy to niewiasta, nie będąc wezwany, wszedł do wewnętrznego przedsionka królewskiego, bez żadnej zwłoki ma być zabity, chybaby król laskę złotą ku niemu wyciągnął na znak łaski, i tak mógłby żywym zostać” (Est 4,11).

         Gdy naszego Zbawiciela nakarmiony przez Niego do syta lud, chciał obwołać królem, On uciekł, i to Sam na pustynię. Teraz zaś cieszy się z koronowania cierniami i trzymania berła z trzciny i „w miłości podtrzymuje Go pragnienie nowych męczarni”, aby każdy grzesznik do Niego podszedł z prośbą, a On, żeby na znak łaskawości do niego wyciągnął berło z trzciny, i zupełnie uniewinnionego przyjął do łaski.

         Niech żyje na wieki nasz najlitościwszy Król! Niech żyje Jezus, który zechciał być wzgardzonym, by nas uczynić godnymi szacunku; w wytartą purpurę odziany, by nas ubrać w szaty chwały; ukoronowany cierniową koroną, by nam dać nieśmiertelny wieniec wawrzynowy; odznaczony berłem z trzciny, abyśmy, Jego pokorą łaskawie podniesieni, posiedli królestwo przygotowane nam od stworzenia świata. Swoją pogardę przemienia dla nas w zaszczyt, karę w przebaczenie, strach w bezpieczeństwo, tortury Jemu przez nas zadane w naszą szczęśliwość.

Bądź więc pozdrowiony, chociaż okrywa Cię licha purpura,

Chociaż całą głowę masz w cierniach, w ręce trzcinę.

Bądź pozdrowiony Królu królów. Niech Żyd będzie [pod władzą] Cesarza.

Oprócz Ciebie, Jezu, niech nikt mi nie będzie Królem.

 

[1] Chodzi o koronację króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego (1669-1673), która miała miejsce w Krakowie 26 września 1669 roku.

[2] Piłat nie był pretorem, lecz prefektem rzymskim Judei.

[3] PIŁAT PONCJUSZ, Piłat z Pontu, Pilatus Pontius (I w.), prefekt rzym. Judei 26–36 r. (37 r.?); w 30 r. skazał na ukrzyżowanie Jezusa; w czasie swych rządów brutalnie tłumił opór i urażał uczucia rel. Żydów; usunięty z urzędu przez Lucjusza Witeliusza, legata Syrii; wg Euzebiusza z Cezarei i apokryfów zmarł śmiercią samobójczą; oprócz źródeł chrześc., o Piłacie Poncjuszu informują obszerniej Filon z Aleksandrii i Józef Flawiusz; często przedstawiany w sztuce i literaturze (np. Mistrz i Małgorzata M.A. Bułhakowa).

[4] Józef Flawiusz z Jerozolimy (37 - ok. 100), historyk żydowski, piszący po grecku. Pozostawił między innymi następujące dzieło: Starożytności żydowskie w 20 księgach, opisujące historię Żydów od początku świata aż do wybuchu powstania przeciw Rzymowi za Nerona (66).

[5] Św. Izydor (ok. 560-636), biskup Sewili w Hiszpanii, doktor Kościoła. Reorganizował Kościół hiszpański, którego rozkwit w VII stuleciu wywodzi się z tego „renesansu izydoriańskiego”. Jego spuścizna literacka obejmowała niemal encyklopedyczny zakres wiedzy.

[6] Św. Bazyli Wielki (329-379), biskup Cezarei Kapadockiej, teolog, pisarz ascetyczny, organizator wspólnotowego życia zakonnego na Wschodzie, ojciec i doktor Kościoła. Pozostawił po sobie pisma teologiczno-dogmatyczne, ascetyczne, homilie i listy.

[7] Św. Jan Złotousty [Chryzostom] (ok. 350-407), patriarcha Konstantynopola, sławny z wymowy. Prześladowany przez cesarzową Eudoksję zmarł na wygnaniu. Jest jednym z wielkich doktorów Kościoła na Wschodzie

[8] Tertulian z Kartaginy (Quintus Septimus Florus Tertulianus), ok. 160-ok.225, wybitny apologeta i łaciński pisarz chrześcijański; z wykształcenia retor, filozof i prawnik. Zostało po nim 31 traktatów, z których najważniejsze są: Przeciwko poganom, Apologetyk, będące pierwszymi obronami chrześcijaństwa pisanymi w języku łacińskim.

[9] Fikcyjny - patrz w punkcie 1.

[10] Wydaje się, że Chrystus (Prawda) nie chciał tymi słowami pochwalić pokory Jana Chrzciciela. Pochwala raczej jego wierność swoim przekonaniom, odrzucając podejrzenie, że Jan zmienił swoje poglądy o Jezusie: wcześniej uważał Go za Mesjasza, a teraz w więzieniu stał się bojaźliwy i w to wątpi, dlatego posyła swych uczniów do Jezusa z zapytaniem. Jezus prostuje zdanie ludzi o Janie i broni go, że nie odstąpił od swego pierwszego przekonania i wcale się nie zmienił. Nie jest to człowiek chwiejący się i lekkomyślny, lecz niewzruszony i mocny. Por. św. Anzelm Komentarz do ewangelii Mateusza  11,7 oraz św. Jan Złotousty Homilie na ewangelię Mateusza 11,7, WAM, Kraków 2000, s. 420-422.