wstecz SŁOWO VI powrót do strony głównej

SŁOWO I · SŁOWO II · SŁOWO III · SŁOWO IV · SŁOWO V · SŁOWO VI · SŁOWO VII

„Wykonało się” (J 19[, 30]).

  Pokuta osiąga pełnię doskonałości, jeśli wykonanie jej następuje z końcem samego życia.

           Rozpoczęcie ludzkich dzieł, nie doprowadzone do szczęśliwego zakończenia, nie przynosi jeszcze zaszczytu; zawsze jest wyśmiewane. Często wynika z niego szkoda, a nie pożytek. Cóż to za chwała, pięknie wiele spraw rozpocząć, a źle dokończyć lub niedokończone porzucić? Nie rozpoczęcie, ale zakończenie przynosi chwałę. Dlatego Bóg, Stwórca Wszechświata, podczas gdy pochwalił dzieła innych pięciu dni stworzenia, to uroczystej oceny: „ujrzał Bóg, że było dobre”, nie dołączył do dzieła drugiego dnia. Wszystkie pozostałe uznał dobry Bóg za dobre, jedynie firmamentu, jakby niedokończonego, nie pochwala. Z jakiej przyczyny? Na to pytanie odpowiada Rupert: „Ponieważ, chociaż firmament jest wprawdzie jednym [w swoim rodzaju] i pięknym obiektem, to jednak, według planu Tego, który dokonuje [dzieła], nie jest czymś jednym i całym”. Dlatego nie otrzymuje pochwały jak pozostałe dzieła Bożej prawicy, ponieważ w myśli Bożej widocznie jest [dziełem] jedynie rozpoczętym, a nie wykończonym.

Rozpoczynający wewnętrzną przemianę mają tu naukę: aby, zaczynając czynić pokutę, wytrwali w niej, i to aż do śmierci. Jedynie ta pokuta jest we wszystkim doskonała i niezbicie zasługuje na wieczną chwałę, której wykonywanie następuje z końcem życia. Tę sprawę szerzej rozwinę.

         Świetnie pasuje do mego tematu znane pouczenie niebieskiego Nauczyciela, w którym przez piękne porównanie zalecił nam wytrwanie w raz rozpoczętej pokucie. Rozważając bowiem tę sprawę, mówi: „Albowiem kto z was, chcąc zbudować wieżę, nie [usiądzie] pierwej i nie obliczy, czy ma środki potrzebne na dokonanie, aby, gdyby założył fundament, a nie mógł dokończyć, wszyscy patrzący nie zaczęli śmiać się z niego, mówiąc: Ten człowiek zaczął budować, a nie mógł dokończyć” (Łk 14 [,28-30]).

         Ale nie tylko o tych należy mówić, że budują, którzy wznoszą nowe domy od samych fundamentów, ale też [o tych], którzy remontują stare. Dusza ludzka jest domem Boga, szczególnie tego człowieka, który, płonąc prawdziwą miłością Boga, nie jest oziębły w pełnieniu Bożych Przykazań. To samo stwierdził bardzo przejrzyście Syn Boży następującymi słowami: „Jeśli kto Mnie miłuje, będzie strzegł słów moich, a Ojciec mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, i mieszkanie u niego uczynimy” (J 14 [, 23]).

         Tu można zapytać: jaka jest ta skuteczna miłość, która z duszy ludzkiej czyni dom Boży? Papież Grzegorz [Wielki], nauczyciel [Kościoła], odpowiadając na to pytanie, mówi: „Wtedy prawdziwie Boga kochamy i zachowujemy Jego przykazania, jeśli powstrzymujemy się od szkodliwych przyjemności. Albowiem ten, kto wciąż przez niedozwolone pragnienia błądzi, na pewno Boga nie kocha. Sprzeciwia się Jemu swoją wolą”.

         Stąd wniosek: dusza przesiąknięta przyjemnościami i podnietami oraz zepsuta grzechami jest zawalonym domem Boga. Człowieku, zatruwasz mieszkanie Chrystusa i Jego Ojca Przedwiecznego; co więcej, rozwalasz i burzysz, ilekroć plamisz się niegodziwym występkiem i coraz niżej upadasz. Chcesz więc odbudować ruiny tego Przybytku Bożego, tej Świątyni Ducha Świętego? Będziesz mógł tego dokonać przez wytrwałą i surową pokutę.

         Całą tę sprawę na przykładzie Judasza zdrajcy w następujący sposób przedstawia nam św. Hieronim: „Niegodziwy Judasz, będąc apostołem, był też domem Boga. Przyszedł diabeł i Judasz przyjął kawałek chleba, i natychmiast wszedł w niego szatan [J 13,27], i dom jego runął, i nie został też odbudowany”. Dlaczego? „Bo nie podjął pokuty. Jeśli zaś kto po popełnieniu grzechów pokutuje, tego dom po zniszczeniu podlega rekonstrukcji”.

         I rzeczywiście, żeby ta rekonstrukcja była doskonała i godna pochwały, a nie tylko zdatna do użytku, trzeba trwać na pokucie tak długo, jak długo trwa życie, aby diabeł nie powiedział komuś z drwiną: „zaczął budować”, zaczął odbudowywać zrujnowany swój dom i „nie dał rady wykończyć”. Wstał z cuchnącego błota swoich wad i znowu się w nim zanurzył. Przyłożył się do wykorzenienia złych przyzwyczajeń i znowu w nich sobie pobłaża. Przyłożył rękę do pługa, a już obejrzał się wstecz. Wypędził przyjaciółkę i znowu zaprasza. Powraca pies do swoich wymiotów.

         O, grzeszniku rozpoczynający wewnętrzną przemianę! By diabeł nie kpił z ciebie, byś niebu cieszącemu się z twego nawrócenia nie zadawał smutku, trwaj w pokucie, trwaj! Jak długo oddychasz, postępuj według ducha! Tak lecz rany swej duszy, by nie otwarły się na nowo.

          W tej sprawie mamy wspaniały wzór [w Księdze] Jozuego. Gdy ten znakomity wódz miał wejść do Ziemi Obiecanej, był zobowiązany obrzezać wszystkich Hebrajczyków urodzonych na pustyni. Tak chciał Bóg i tak polecił. „A gdy wszyscy zostali obrzezani, pozostali w obozie na tymże samym miejscu obozu, aż się wygoili” (Joz 5[,8]). To było obrzezanie żydowskie, a jakie powinno być chrześcijańskie? Powszechnie uznawany komentator[1] Pisma św. mówi: „Być obrzezanym przez Jezusa znaczy porzucić wady, złe nawyki i bardzo niegodziwe obyczaje oraz odciąć wszystko, co nie zgadza się z regułą przyzwoitości”. A może komuś do Ziemi Obiecanej, którą jest niebo, śni się wejść z tymi bardzo ciężkimi tobołkami? „Ciasna brama i wąska jest droga, która wiedzie do życia” (Mt 7 [,14]).

         Wady mają taką naturę, że ilekroć się je ucina, znowu odrastają. Każda wada i grzech jest hydrą lerneńską[2], której ucinane łby zawsze odrastały. Tak samo, po usunięciu jednej wady czy jednego grzechu, powstają inne, jeśli wszystek ich sok nie zostanie doszczętnie usunięty ciągłą pokutą. Powinniśmy tu być wytrwałymi Herkulesami. Nigdy nam nie wolno wypuścić z rąk oręża pokuty. Kto raz go uchwycił do walki z wadami i grzechami, niech go nigdy nie odrzuca, niech trzyma, trzyma zawsze. „Nie wystarczy być obrzezanym, trzeba po obrzezaniu dojść do zdrowia i pozwolić, by rana się zabliźniła. Pokutnicy powinni trwać w pokucie”. Za tym przemawia rozum, tak radzi wielce świątobliwy Abba Stefan[3] i tak trzeba osiągać zbawienie.

          Kiedyś wielki tłum ludzi zbiegł się do Jezusa „i przynoszono Mu dziatki, aby się ich dotknął” (Mk 10[,13]). Uczniów Jego to tak bardzo, nie wiadomo dlaczego, rozgniewało, że postanowili groźbami odpędzić tych, którzy ten dziecięcy tłum do świętego Nauczyciela przyprowadzali. „Łajali ich”, mówi Marek; Łukasz zaś twierdzi, że „szorstko im zabraniali” [Łk 18,15]. Ale miłosierny Pan, niezadowolony z tego, powiedział uczniom: „Dopuśćcie dziatkom przychodzić do Mnie [.....]; takich bowiem jest królestwo Boże” [Mk 10, 14]. Co słyszę? Panie mój, co słyszę? Czy dziecko dostanie się do królestwa  niebieskiego? Jakim sposobem? Gwałt cierpi królestwo niebieskie. „Gwałtownicy porywają je” [Mt 11,12] - powiedziałeś gdzie indziej. Jakie zaś siły mają dzieci, by zadać gwałt niebu? Chyba bardziej je się zdobywa łzami, których dzieciom nie brakuje, niż taranami?  Tak, rzeczywiście.

          Pamiętamy co się przydarzyło Hagar Egipskiej, gdy Sara wyrzuciła ją z domu Abrahama na pustynię wraz z małym dziecięciem Izmaelem. A mianowicie, z braku żywności zostawiła synka pod drzewem, żeby nie widzieć jak on umiera. „A siedząc naprzeciwko, podniosła głos swój i płakała” [Rdz 21,16]. „Bóg wysłuchał głos dziecięcia” [tamże, 17], stwierdza potem święty historyk. Dlatego ogromnie zdumiewam się, że święty pisarz jest niekonsekwentny. Bo dlaczego twierdzi, że jęk chłopca został usłyszany, skoro podaje, że nie chłopiec, a matka płakała? „Usiadła naprzeciw...” A jednak ukrył tu, według swego zwyczaju, wielką tajemnicę. Hagar była figurą pokutującej duszy. Ubolewała bowiem, że została wyrzucona z domu swego pana i męża za swą zuchwałość i że umierała na pustyni z głodu. A tymczasem tyle służebnic żyło w jego domu przyjemnie, nawet bardzo wygodnie. Stąd jęki, stąd łzy tak skuteczne i tak tkliwe, że wydawały się dziecięcymi. Dlatego słusznie mówi się, że Hagar płakała, a wysłuchany został chłopiec. Wytrwała skrucha matkę przekształciła w dziecko. Dlatego bardzo pięknie i niezmiernie trafnie św. Ambroży woła do pokutnika: „Dojrzała poprawa ma taką siłę, że przywraca niejako wiek dziecięctwa duchowego”. Dlatego słusznie zwraca uwagę swoim uczniom niebieski Nauczyciel: „pozwólcie dziatkom przyjść do Mnie; takich jest bowiem królestwo Boże”. Wy również (mówił to do nas), „jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jako dziatki, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego” [Mt 18,3]. W jaki sposób się nawrócić? Przez pokutę. W jaki sposób stać się dziećmi? Przez dojrzałą pokutę.

          Tenże sam Pan nasz, Jezus Chrystus, zanim oddał Ducha Swego Ojcu wiecznemu, wypowiedział to królewskie i Boskie słowo: „Wykonało się”. Przez nie chciał wyrazić, że dokonał najdoskonalej wszystkiego, co dotyczyło zbawienia rodzaju ludzkiego. To samo miał na myśli kardynał[4] ze Szkoły bardzo uczonego Towarzystwa, gdy ten tekst dobitnie wyjaśniał: „Z tego słowa 'Wykonało się' poznajemy, że Pan dzieło swej Męki wykonał od początku do końca tak, że mu już nic nie brakuje”.

Z taką gorącą chęcią, z takim zdecydowaniem Jezus spieszył do wykonania tego dzieła, że ani nader okrutne męki, ani bardzo sroga śmierć, ani same zwodzicielskie prośby wrogów nie mogły Go powstrzymać albo odciągnąć [od wykonania dzieła]. Wołali bowiem: „Jeśli jest królem Izraela, niech teraz zstąpi z krzyża, a uwierzymy Mu” [Mt 27,42]. Św. Bernard jakby to słysząc, mówi: „Rzeczywiście, jest przecież Królem Izraela, niech nie sprzeniewierza się tytułowi godności królewskiej”. Dlaczego? [No], jeśli chcą uwierzyć tak jak Mesjaszowi, gdyby zszedł z krzyża? Zejdź Jezu z krzyża, zejdź, uwierzą Żydzi, będą zbawieni. W przeciwnym razie zginą zatwardziali w swoim wiarołomstwie. Wstrzymuje Go Bernard, a to dlatego, byśmy i my nie zeszli z krzyża pokuty, jedynie prostą drogą trzeba iść do nieba. Ten miodopłynny Doktor[5] mówi: „Nie da nam pretekstu do wykręcania się od wytrwałości, jedynie tylko ona otrzymuje korony”. Wytrwałości w pokucie, jęku, łzach, surowościach, postach, jałmużnach, w różnych umartwieniach i wreszcie w ustawicznym niesieniu krzyża.

         Ta bowiem pokuta jest w najwyższym stopniu wykonana, która kończy się wraz z życiem. Tak zmywał swe grzechy pokutujący król[6]: „Umęczyłem się wzdychaniem moim; będę obmywał na każdą noc łóżko moje, łzami moimi będę skrapiał pościel swoją” (Ps 6 [,7]).

         Tak Maria, egipska grzesznica[7], przebywając 46 lat między dzikimi zwierzętami na pustyni, zmywała z siebie wszystkie brudy [grzechów], które ściągnęła na siebie, przebywając niewiele lat między ludźmi.

         Tak Augustyn z manichejczyka przemienił się w bardzo gorliwego katolika, z światowego - w istotę pełną czystości i całkowicie niebiańską, nie zaniedbał odmawiać pobożnie 7. psalmów, które nazywamy pokutnymi, nawet gdy już z tego świata przechodził do szczęśliwej nieśmiertelności.

         Tak i wielu innych nie wcześniej kończyli swe chwalebne ćwiczenia surowej pokuty niż z końcem życia.

         Któż zresztą zdoła wyliczyć przykłady tylu świętych, którzy dla pokuty okrutnie postępowali ze swym ciałem?

         Kto nie jest zdumiony pobożną i zbawienną w stosunku do siebie surowością jednego choćby Dominika Opancerzonego [Loricatus][8], który jedynie w Wielkim Poście, jak opowiadają, zadał sobie 3 miliony uderzeń [dyscypliną]?

         Pewien nowszy autor twierdzi, że w ślady tego Opancerzonego poszedł wspaniały sługa Boży ojciec Gasper Drużbicki[9], Polak, który nie mniejszą zdobył sławę świętością życia, niż nauką oraz z zaszczytami. A tymczasem zwłaszcza w prywatnym życiu doszedł do tego, że o różnych porach dnia i nocy zadawał sobie około 15 tysięcy uderzeń pozostawiających nacięcia od żelaznych grzebieni i nakłucia od kanciastej półkuli.

Znam też osobiście pewnego męża, pierwszego polskiego Pijara urodzonego w Poznaniu[10], który tak na serio karcił swoje ciało, że zaraz po jego śmierci zauważono, że ściana celi jest skropiona krwią. On też po przebudzeniu się zwykł odmawiać bardzo pobożnie cały różaniec z rozłożonymi rękoma. Pismo Święte czytał nie inaczej, jak na klęczkach. Nigdy go nie widziałem, żeby się śmiał, a modlił się ustawicznie. Był bardzo skupiony, niezwykle posłuszny. A jednak on, taki wytrwały miłośnik pokuty, gdy miał przejść do lepszego życia, drżał wobec niezgłębionych sądów Bożych.

         Któż słowami po kolei wymieni inne takie [umartwienia]? Trafnie jakiś wieszcz powiedział: „Biczowania przodków porównaj z obecnymi: powiesz, że są prawdziwe, a nasze poważne nazwiesz żartami”. Porównaj, mój chrześcijaninie, swoją pokutę z pokutą Jana[11], Pawła[12], Antoniego[13], Onufrego[14] i tylu innych pustelników; z pokutą Benedykta[15], Franciszka[16], Dominika[17], Bernarda[18] i tylu innych naszych przewodników; z pokutą Teresy z Avila[19], Katarzyny Sieneńskiej[20], Róży Limańskiej[21], Kunegundy Polskiej[22], Magdaleny Włoskiej[23] i tylu innych oblubienic Chrystusa; „a powiesz, że są czymś prawdziwym, a nasze poważne, są żartami”.

         A cóż, jeśli pokażę ci żywe przykłady pokuty, które wszyscy widzą, czy jeszcze będziesz odczuwał strach przed pokutą? Zwróć oczy na szlachetne potomstwo Romualda[24]. Zobaczysz je odziane w szorstki habit, wycieńczone postami, umartwione milczeniem, całym życiem równe aniołom. Udasz się do kartuzów[25]? Zastaniesz ich wycieńczonych czuwaniami, zamkniętych w celach, uciekających od samych siebie, zapatrzonych w niebo.

         Jest i innych bardzo wielu, którzy trzymając się reguły Ewangelii, ukochali skrajne ubóstwo, dla dobra dusz podjęli również zewnętrzne twarde życie. Bez torby i laski, boso i w szorstkim odzieniu, słowem i przykładem głosząc Chrystusa, pełnią rolę prawdziwych apostołów całego świata. A również bardzo wzniosłe prace tych, którzy całkowicie i z wielką wytrwałością poświęcili się pisaniu dla dobra Kościoła książek, kształceniu i wychowaniu młodzieży, głoszeniu Słowa Bożego, udzielaniu sakramentów, umacnianiu katolików w pobożności, nawracaniu heretyków, przyłączaniu niewiernych do owczarni Chrystusowej. Któż, pytam, nie wpisze ich wspaniałych czynów do wykazu [dzieł] pokuty?

         I właśnie to wszystko, mój człowieku, może ciebie, ciężko grzeszącego, a lekko pokutującego, słusznie pobudzić do nie opieszałej, i poważnej, i ciągłej pokuty. Do tego dodam jeszcze, jeśli pozwolisz, to wielce zbawienne upomnienie Eklezjastyka: „Za odpuszczony grzech nie bądź bez bojaźni” [Syr 5,5]. Możesz być [bez bojaźni], skoro będziesz niestrudzenie pokutował. Dlatego trwajmy w pokucie, trwajmy, by zmyć dawniejsze grzechy i zamknąć dostęp nowym.

                Dlaczego to chwalić się miesięczną, roczną czy pięcioletnią pokutą? Kiedy przez całe życie będziemy wykonywać solidne dzieła pokuty, wtedy będziemy mogli przynajmniej nie tak bardzo zarozumiale spodziewać się nieba i oczekiwać go. 


[1]Nie wiadomo kogo Autor ma na myśli.

[2]W mitologii greckiej, potwór wielogłowy o ciele węża, pożerający ludzi i niszczący plony. Herakles obcinał potworowi kolejno głowy, a miejsca po nich natychmiast przypala, by nie odrastały nowe.

[3]Autor nieznany.

[4]Św. Robert Bellarmin. Patrz przypis 2, Słowo I

[5]Tytuł nadawany św. Bernardowi z Clairveaux. Patrz przypis 38, Słowo III

[6]Chodzi o Dawida.

[7]Św. Maria Egipcjanka.

[8]Św. Dominik Opancerzony (+1060), kameduła.

[9]Kasper Drużbicki (1590-1662), jezuita.

[10]Chodzi tu o Kazimierza Bogatko (+1650), pijara.

[11]Bł. Jan Bono (1169-1249), eremita.

[12]Św. Paweł z Teb (228-341), eremita.

[13]Św. Antoni (+356), pustelnik.

[14]Św. Onufry (zmarł na przełomie IV i V wieku), pustelnik.

[15]Św. Benedykt z Nursji (ok.480-ok.547), opat, ojciec życia zakonnego na Zachodzie.

[16]Św. Franciszek z Asyżu (ok.1181-1226).

[17]Św. Dominik (ok.1170-1221), założyciel dominikanów.

[18]Św. Bernard z Clairveaux, zob. Słowo III, przypis 38.

[19]Św. Teresa od Jezusa, Wielka, (1515-1582), karmelitanka.

[20]Św. Katarzyna Sieneńska, zob. Słowo III, przypis 48.

[21]Św. Róża z Limy (1586-1617).

[22]Bł. Kunegunda (Kinga) (1224-1232), księżna krakowska, klaryska.

[23]Św. Maria Magdalena de Pazzi (1566-1607).

[24]Św. Romuald (+1207), założyciel kamedułów.

[25]Członkowie Zakonu Kartuzów, złożonego przez św. Brunona z Kolonii w Chartreuse w 1086 r.

wstecz powrót do strony głównej