wstecz SŁOWO I powrót do strony głównej

SŁOWO I · SŁOWO II · SŁOWO III · SŁOWO IV · SŁOWO V · SŁOWO VI · SŁOWO VII

         „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią” Łk 23[,34]).

         Odpuszczeniem zyskuje się odpuszczenie

          Wespazjan, znany cesarz [rzymski], który dzięki własnym zdolnościom doszedł do znakomitych urzędów rzymskich, tak był pilny i niestrudzony w wykonywaniu cesarskich obowiązków, że nawet często twierdził, iż „cesarz powinien umrzeć stojąc”[1]. I rzeczywiście, prawie że stojąc, oddał ducha. To, co on powiedział o obowiązku cesarza, ja mogę powiedzieć o zadaniu kaznodziei. On rzeczywiście z ostatnim tchnieniem - słowa i z życiem - mowę powinien zakończyć. Tak właśnie Słowo Przedwieczne, Jezus, Ten niebieski Kaznodzieja, mówiąc i nauczając z kazalnicy Krzyża, oddał przedwiecznemu Ojcu najświętszego Swojego Ducha. Zakończył mowę i jednocześnie umarł. Św. [Robert] Bellarmin[2], kardynał i pisarz, rozważając to z wielką pobożnością i największym szacunkiem, tak objaśnił wypowiedź Ukrzyżowanego Słowa i płynącą stąd naukę: „ Jezus Chrystus, Słowo Przedwiecznego Ojca, o którym tenże Ojciec otwarcie powiedział: 'Jego słuchajcie' [Łk 9,35] i który o Sobie jasno oświadczył: 'Jeden jest nauczyciel wasz, Chrystus' [Mt 23,10], aby w pełni wypełnić Swoje zadanie, nie tylko za życia nigdy nie przestał nauczać, lecz i umierając, przemówił z mównicy krzyża. A były to słowa nieliczne, lecz płomienne, nader pożyteczne i skuteczne i bezsprzecznie najgodniejsze, które przez wszystkich chrześcijan w głębi serca powinny być uznane, zachowywane, strzeżone i w rzeczywistości czynami wypełniane „.

         Aby sercom oddanym Chrystusowi choć trochę w tym pomóc, postanowiłem sobie, stylem mówienia raczej pobożnym, a nie wyszukanym, tę naukę naszego Nauczyciela wypowiedzianą z mównicy Krzyża nieco obficiej wyjaśnić i przystosować do zbawienia naszych dusz w taki sposób, który by i skruchę przyniósł, i dokonał poprawy życia.

         Zaczynam więc od pierwszego słowa, które Łukasz ewangelista usłyszał i umieścił w swojej Księdze o boskich czynach i mowach w rozdziale 23, a mianowicie: „Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”. Stąd płynie nauka: powinniśmy miłować nieprzyjaciół i odpuszczać krzywdy, aby dzięki temu w najpewniejszy sposób otrzymać przebaczenie i odpuszczenie naszych grzechów. Tę naukę rozwijam teraz dalej.

         Nabuchodonozor[3], jedynowładca Asyryjczyków odznaczający się wielką pychą, nie pozbawiony również innych wad i zbrodniczych czynów, widział kiedyś we śnie (co wspomina prorok Daniel w rozdziale 4) pewne drzewo bardzo rozłożyste i wyniosłe; wierzchołek jego dotykał nieba, a na szerokość sięgało po krańce całej ziemi; miało też przepiękne liście i obfite owoce. Co więcej, mieszkały pod nim różne stworzenia i dzikie zwierzęta, a na gałęziach gnieździły się ptaki powietrzne. Z niego jadło wszelkie ciało (por. Dn 4[,7-9]). Gdy król, drzemiąc, rozkoszował się widokiem takiego i tak wielkiego drzewa, oto z nieba nadleciał posłaniec, wołając przeraźliwym głosem: „Porąbcie drzewo i zniszczcie je, wszakże pień korzeni jego w ziemi zostawcie i niech będzie związany żelazem i miedzią na trawie w polu, a rosą niebieską niech będzie skrapiany i ze zwierzętami niech będzie pokarm jego, aż siedem czasów przemieni się nad nim” [Dn 4,20]. Nabuchodonozor przerażony tak nagłym i złowieszczym zniszczeniem wspaniałego i bardzo okazałego drzewa przebudził się, natychmiast zerwał się z łóżka i kazał przyprowadzić Daniela, którego dobrze znał jako najbardziej doświadczonego tłumacza snów. Przybywa prorok i objaśnia to, co mu było już objawione przez Boga. Mówi, że drzewo oznacza samego króla, i że zamieniony w przyszłości w dzikie zwierzę, zostanie usunięty z towarzystwa ludzi, będzie jak wół jadł siano, pod gołym niebem między bestiami będzie przebywał całe siedem lat, dopóki nie opamięta się i nie uzna, że „Najwyższy panuje nad królestwem ludzi” [tamże, 22].  Ponieważ Daniel czule kochał Nabuchodonozora, dlatego dla uwolnienia go od bardzo srogiej i ogromnie hańbiącej kary radził, by jałmużnami ułagodził gniew Boży; jeśli tym najsprawiedliwszej decyzji nie uchyli, to przynajmniej złagodzi wydany już wyrok. Mówił do króla: „Grzechy twoje jałmużnami odkupuj, a nieprawości twe miłosierdziem nad ubogimi” [tamże, 24].

         Drzewo to, przedstawiające pysznego perskiego monarchę, jest obrazem także każdego grzesznika. Każdy więc z nich powinien także do siebie odnieść radę wypowiedzianą przez Daniela: „Grzechy twoje jałmużnami odkupuj, itd.”.

         Nie każdy jednak ma takiego ducha hojności, chociaż obfituje w grzechy na równi z bogactwami. Inny zaś, chociaż chciałby rozdawaniem jałmużny zadośćuczynić za swoje wykroczenia, nie ma jednak skąd wziąć, by innym dać, gdyż i sam cierpi niedostatek, i bieda w domu zmusza go niemal do żebrania.

         A więc św. Augustyn[4] wychodząc temu na przeciw, tak mówi na nasz temat: „Może się zdarzyć, że ktoś jest tak biedny, iż nie ma z czego udzielać jałmużny, ale niemożliwe, żeby nie doznał od kogoś krzywdy. Jeśli z całego serca odpuści wszystkim krzywdzicielom i do nikogo nie będzie miał nienawiści, a wszystkich będzie kochał jak samego siebie, to bez najmniejszej wątpliwości będzie mu to zaliczone za największą jałmużnę”.

         Tą jałmużną okupi swoje grzechy, przez to miłosierdzie dostąpi miłosierdzia. Grzeszniku, brak ci pieniędzy, którymi spłaciłbyś długi zaciągnięte u Boga? Ale może nie brakuje ci wrogów, nie brakuje ci oszczerców, nie brakuje ci zazdrośników, nie brakuje prześladowców, nie brakuje przeciwników, nie brakuje rywali, nie brakuje ciemięzców. Im przebacz, a Bóg tobie przebaczy. Swoją łagodnością skłonisz Go do litości. Wierz mi, nie pozwoli, abyś Go w tym prześcignął. Jeśli uważasz, że jesteś hojny wobec biednych, lecz srogi wobec przeciwników, nie złagodzisz gniewu Bożego hojnością. On skuteczniej daje się przebłagać dobrocią. Na próżno naśladowałbyś Tobiasza[5], jeśli nie naśladujesz Dawida[6].

         Dawid, najłagodniejszy z królów, rozważając bezmiar swoich występków, bał się ogromnie gniewu Pańskiego. Dlatego to w dogłębnym niepokoju wołał: „Nie masz zdrowia w ciele moim dla gniewu Twego, nie masz pokoju kościom moim dla grzechów moich. Albowiem nieprawości moje przewyższyły głowę moją i jak brzemię ciężkie zaciążyły na mnie” (Ps 37[,4-5]. Gdy jednak przypomniał sobie krzywdy, których w wielkiej ilości doznał od Saula, swojego wroga grożącego mu na wszelki sposób śmiercią, a mimo to nie zemścił się za nie [na Saulu] przy nadarzającej się okazji, ochoczo podjął na nowo nadzieję otrzymania Bożego przebaczenia. I już nie bojąc się złych duchów spełniających Bożą sprawiedliwość, a jednocześnie najbardziej zaciętych wrogów naszych dusz, tak w końcu mówi do Boga: „Jeślim odpłacał [złem] tym, co mi źle czynili, niech upadnę słusznie przed nieprzyjaciółmi moimi bezsilny” [Ps 7,5].

         O, iluż ludzi możemy znaleźć w tym całkowicie zepsutym świecie, których grzechy przewyższają liczbę włosów, których nieprawości przekroczyły głowę! Co więc uczyni każdy spośród nich, aby się uwolnić od ciężaru swych przestępstw? Nie wątpię, że zwróci się do świętego Piotra, ponieważ to właśnie jemu została przekazana władza zobowiązywania grzeszników i uwalniania [ich] od zobowiązań. Chrystus powiedział Piotrowi: „Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebiosach; a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebiosach” (Mt 16,19).

         Dobrze, szczęśliwy grzeszniku. Pójdę razem z tobą do Piotra. Ale czy słyszysz, co w tej sprawie nakazuje nam robić Piotr? „A nade wszystko miejcie ustawiczną miłość jedni ku drugim, bo ‘miłość zakrywa[7] mnóstwo grzechów’” (1P 4,8). Piotr doradza rzecz bardzo dobrą i wcale nie tak trudną. Możemy kochać się nawzajem bez przykrej uciążliwości i bez większego trudu. Abyśmy jednak w tej miłości nie pobłądzili, bo i to może łatwo się zdarzyć, św. Grzegorz[8] [Wielki] podaje nam właściwy sposób postępowania, mówiąc: „Każdy, gdy kogoś obdarza miłością, niech zbyt szybko nie uważa, że ma miłość, jeśli wprzód nie zbada motywu swojej miłości. Bo jeśli ktoś kogoś kocha, ale kocha nie ze względu na Boga, ten nie ma miłości. [.....] Miłość bowiem jest prawdziwa, jeśli w Bogu kochany jest przyjaciel, i ze względu na Boga wróg. [.....] Ma więc bez wątpienia miłość ten, kto ze względu na Boga kocha tego, o którym wie, że on go nie kocha”. A zatem, według zdania Piotra, „miłość zakrywa wiele grzechów”, ale, według wyjaśnienia Św. Grzegorza, tylko ta miłość, „jaką ze względu na Boga kocha się nieprzyjaciela”. Miłujcie, grzesznicy, waszych nieprzyjaciół! Dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą. Odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.

         Pewien król wezwał kiedyś, jak to nasz Zbawiciel opowiedział u Mateusza, swoich sług do rozliczenia. Wśród nich „przywiedziono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy talentów”. Wielki to dług dla sługi i trudny do spłacenia! Ponieważ zaś zasadą uznaną za najsłuszniejszą przez biegłych w prawie było: kto nie może spłacić długu pieniędzmi, niech zadośćuczyni [swoją] osobą[9]; dlatego władca „kazał” tego dłużnika „sprzedać i żonę i dzieci i wszystko, co miał”, a pieniądze stąd uzyskane umieścić w jego skarbcu. Biedny byłby ów sługa, gdyby pokornym błaganiem nie zmiękczył królewskiego serca z natury bardzo skłonnego do łaskawości. Upadłszy bowiem do stóp pana, prosił, używając znakomitej formuły uległości: „miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam”. I tak uszedł cało. „Pan zlitowawszy się nad owym sługą, wypuścił go i dług mu darował”. Wielka to łaska, ale gdyby chociaż natrafiła na wdzięczne serce? Nadzwyczajna łaskawość, oby jednak nie została ona okazana człowiekowi w najwyższym stopniu okrutnemu i bezlitosnemu. Ten bowiem niegodziwy rabuś ledwie odszedł sprzed oblicza króla, odnalazł „jednego z towarzyszów swoich, który był mu winien sto denarów”, natychmiast go chwycił „i dusił”, raz po raz powtarzając: „Oddaj, coś winien”: zwróć sto denarów, zwróć! Wieść o tak strasznym okrucieństwie rozbrzmiała po całym dworze królewskim. Nikczemny ciemięzca zostaje wezwany i ponownie wtrącony do więzienia na tak długie męki, „dopóki” sam swojego [całego] „długu nie odda” i w pełni się nie wypłaci. Kogo dotyczy ta przypowieść? Chrześcijan grzeszników, którzy bliźnim swoim bardzo małych długów nie chcą darować, choć sami zaciągnęli bardzo wielkie u Króla Niebieskiego. Stąd następuje ta przerażająca groźba Chrystusa: „Tak też i Ojciec mój niebieski uczyni wam,” jak ów król uczynił nikczemnemu słudze, „ jeśli nie odpuścicie każdy bratu swemu ze serc waszych” [Mt 18, 23-29.34-35].

Na tę przypowieść Pana Jezusa rzuca światło Izydor Clarius[10], nadzwyczaj wymowny komentator Pisma świętego, w tych słowach: „Taka jest zasada Ojca niebieskiego: chcąc mieć sposobność przebaczania, dopuszcza [On], aby zdarzały się urazy między ludźmi, abyśmy wszyscy mieli jakichś dłużników, którym należy przebaczać, aby i On sam mógł nam odpuszczać bardzo wielkie długi, jakie u Niego mamy”. Mógłby się ktoś dziwić, dlaczego między chrześcijanami, których więź wzajemnej miłości powinna tak łączyć, żeby wszyscy mieli jedno serce i jedną duszę, jak napisano w Dziejach Apostolskich o Kościele pierwszych wieków: „Mnóstwo zaś wierzących miało jedno serce i jedną duszę” [Dz 4,32], dlaczego, powiadam, w naszych niespokojnych czasach występuje tyle różnic między chrześcijanami, że nie powiem, wrogości, iż z trudem mógłbyś wskazać kogoś, kto by nie miał jakiegoś przeciwnika lub prześladowcy? Clarius twierdzi, że dzieje się to z dopustu Bożego, abyśmy przebaczając bliźnim, otrzymywali też przebaczenie u Boga. „Również On, aby mieć sposobność przebaczania, pozwala, by zdarzały się urazy między ludźmi, abyśmy wszyscy mieli jakichś dłużników, którym należy przebaczać tak, aby i On sam mógł nam odpuszczać bardzo wielkie długi, jakie wobec Niego mamy”. My zaś ulegamy szaleństwu do tego stopnia, że raczej wolimy wpaść do piekła, niż jakieś uszczypliwe słówko, niż niewielką wzgardę, niż zadaną nam maleńką obrazę z zachowaniem równowagi ducha darować, zanurzyć w ranach Zbawiciela, mimo że codziennie wołamy do Ojca niebieskiego: „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” [Mt 6,12]. Albo więc trzeba odpuszczać, albo, jeśli nie odpuszczamy, trzeba kłamać przed Bogiem. Ale dla jakiej korzyści? Aby pomnożyć liczbę długów? Jest to niedorzeczne i [jest] dowodem największej głupoty! Należy przebaczać nawet tym, którzy o to nie proszą, abyśmy, prosząc, otrzymali przebaczenie od Boga. Należy wybaczać, aby i nam wybaczono.

Mój chrześcijaninie, słuchaj Nauczyciela swego i Wodza przemawiającego z mównicy Krzyża. Cóż On mówi? „Ojcze odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią”. Rozważ jak pełne tajemnic są poszczególne słowa! Na Ojca nalega, Ojca uprasza Ten, który tak wyśmienicie okazał, że jest Jego Synem, iż całkowicie zasłużył na wysłuchanie. Prosi o odpuszczenie, nie o przemilczenie win nieprzyjaciół. Prosi o odpuszczenie zarówno kary jak i winy i to winy tak olbrzymiej, że na całym świecie nigdy nie słyszano o większej. Zbrodnia straszna, ogromna, niespotykana, niezmierna, nie do odpokutowania! A za kogo zanosi tę prośbę? Za tych, przez których został zdradzony, pojmany, związany, uprowadzony przed sąd, wyszydzony, pobity; za tych, którzy podnieśli na Niego świętokradzkie ręce, którzy zebrali przeciw Niemu na wskroś fałszywe świadectwa, którzy osądzili Go jako zasługującego na katusze, którzy Jego głowę poranili cierniami, twarz jaśniejszą od słońca zeszpecili plwocinami, zmiażdżyli uderzeniami i policzkowaniem, założyli ciężki łańcuch na szyję, ciosami i ranami pokaleczyli całe ciało od stóp po wierzchołek głowy; za tych, którzy oskarżyli Jego niewinnego, domagali się kary śmierci dla nieskalanego żadną zbrodnią, postawili niżej od łotra i zabójcy Barabasza, wydali wyrok zasądzający Go na śmierć; za tych prosił, którzy obciążonego drzewem krzyża ciągnęli na haniebny dziedziniec skazańców, okrutnie obnażyli z szat, przybili gwoźdźmi do krzyża, umieścili między łotrami, spragnionego poili żółcią i octem, bluźnili modlącemu się, wydrwiwali cierpiącego, i wreszcie wzgardzili błagającym za nimi Przedwiecznego Ojca. A jednak tym to właśnie tak okrutnym, tak niegodziwym, tak splugawionym nieprzyjaciołom, On nie tylko sam wybaczył, ale przywraca im komunię ze Swoim Ojcem. A czyni to naprawdę z tak wielką dobrocią, z tak niesłychaną łagodnością: żeby tym łatwiej wyjednać dla nich łaskę, choć samej jawnej zbrodni nie mógł usprawiedliwić, usprawiedliwia ich intencję, zakłada niewiedzę, przedstawia ich jako obłąkanych, którzy świadomie niczego tak bezbożnego nie czynią, mówi [do Ojca]: „Bo nie wiedzą, co czynią”.

         O, przepastna głębino łagodności i miłosierdzia! Spójrz, grzeszniku, jaki daje ci wspaniały przykład miłowania nieprzyjaciół! I to dla twojego największego dobra! Wyrzuć więc jak najprędzej ze swojego serca gniew, jaki chowasz względem jakiegoś rywala lub nieprzyjaciela, a najlitościwszy Boży majestat, spoglądając na ciebie bardzo życzliwym okiem, wnet udzieli ci przebaczenia wszystkich grzechów i obfitości swoich łask. Św. Augustyn, doktor nad doktorami, mając to na myśli, mówi do nas wszystkich: „zachęcam was do miłości nieprzyjaciół, bo nie znam żadnego lekarstwa, które skuteczniej leczyłoby rany grzechów. Chociaż miłowanie nieprzyjaciół jest wielkim trudem, ale w przyszłości będzie zyskiem. Kto by pokochał nieprzyjaciół, ten będzie przyjacielem Boga. Nie tylko przyjacielem, lecz i synem”.

O, najszczęśliwszy człowieku, który przez miłowanie nieprzyjaciół otrzymujesz i odpuszczenie grzechów, i przez Boga zostajesz przybrany za syna!

         Błagam więc was razem ze znanym Złotoustym Biskupem[11], który największe krzywdy wyrządzane mu przez największych wrogów bardzo cierpliwie znosił; błagam was, ilu tylko podjęło służbę dla Chrystusa, „abyśmy byli posłuszni nauce Chrystusa i, wyrzuciwszy z serc naszych całą nienawiść i urazę, miłowali szczerze nie tylko tych, którzy nas miłują, lecz starajmy się miłować też i tych, którzy nas bezlitośnie prześladują. Inaczej bowiem nie będzie możliwe, żebyśmy zostali zbawieni. - Bardziej nawet starajmy się miłować nieprzyjaciół, jako tych, którzy zdziałali dla nas wiele dobrego. Bo w ten sposób będziemy mogli otrzymać zarówno odpuszczenie naszych grzechów jak i w pokorze serca, ze skruszonym duchem zanosić nasze modlitwy do Boga”.



[1] Wespazjan - (Titus Flavius Vespasianus) cesarz rzymski w latach 69-79 po Chrystusie.

[2]Św. Robert Bellarmin (1542-1621), doktor Kościoła; w r. 1560 wstąpił do jezuitów, w 1599 mianowany kardynałem.

[3]Nabuchodonozor, król Babilonii (604-562) przed Chr. Zdobył Jerozolimę i przesiedlił Izraelitów do Babilonii.

[4]Św. Augustyn (354-430) urodzony w Tagaście w Afryce płn. Po burzliwej młodości został chrześcijaninem, kapłanem i biskupem Hippony. Do XIII w. był głównym autorytetem w Kościele Zachodnim w dziedzinie teologii i filozofii. Jest doktorem Kościoła, ma miano „doktora łaski”.

[5]Chodzi o hojność w rozdawaniu jałmużny. Zob. Tb 2,16.22 i in.

[6]Autor ma na myśli rezygnację Dawida z zemsty na Saulu. Zob. 1 Sam 24, 1-20.

[7] Por. Ps  85 (84),3 i 32 (31),1b.

[8]Św. Grzegorz I Wielki, papież (ok. 540-604), doktor Kościoła. Pierwszy nazwał się „Sługą sług Bożych”. Od Longobardów niszczących Italię uzyskał w latach 592, 598, 603 zawieszenie broni.

[9] Corpore, (corpus, corporis) – ciało; osoba; nietykalność osoby. Liberum corpus – wolność osobista. Zob. Borys Łapicki, Etyczna kultura starożytnego Rzymu i wczesne chrześcijaństwo, Łódź 1958, s. 137.

[10]Izydor Clarius (+1555) pisał dużo na tematy biblijne. W Wenecji wydano w 1556 r. jego komentarze na temat Kazania na Górze wg. św. Mateusza.

[11]Św. Jan Złotousty [Chryzostom] (ok. 350-407), patriarcha Konstantynopola, sławny z wymowy. Prześladowany przez cesarzową Eudoksję zmarł na wygnaniu. Jest jednym z wielkich doktorów Kościoła na Wschodzie.

 

wstecz powrót do strony głównej